Pięć sekund mogło ich uratować
Odczytano już zapis polskiej czarnej skrzynki samolotu Tu-154M. Dowódca załogi, kpt. Arkadiusz Protasiuk, gdy zorientował się, że jest za nisko, próbował poderwać maszynę - ujawnia "Dziennik Gazeta Prawna".
Do uzyskania pełnej mocy potrzeba w tym modelu samolotu około 10 sekund. Wg wskazań polskiej, tzw. czarnej skrzynki, do których dotarła gazeta, zabrakło około 5 sekund, by samolot z pełną mocą poderwał się wyżej. Jednak te 5 sekund oznaczało aż 400 metrów lotu.
Gdyby ten manewr się powiódł, samolot wylądowałby na brzuchu i być może część pasażerów by przeżyła. Jednak samolot uderzył w drzewo. Urwała się 1/3 lewego skrzydła. Wtedy już nie było ratunku. Tu-154 zaczął się obracać dookoła własnej osi. Ścięte skrzydło zaczęło ryć ziemię. Ogon lecącej do góry nogami maszyny jako pierwszy zawadził o grunt. Przednia część samolotu, kokpit, salonka prezydencka i saloniki VIP-ów zostały rozerwane pod wpływem siły uderzenia. Druga część maszyny została zgnieciona pod ciężarem tzw. centropłatu. Systemy Tu-154M przestały działać o 8:41:04. To czas katastrofy.
Samolot nie wybuchł, bo uderzył o ziemię, paliwo miało temperaturę poniżej zera. W dodatku silniki oderwały się wcześniej.
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego takie dane odczytała już dwa tygodnie temu. Nie ma w nich żadnych rewelacji, o jakich próbowano spekulować w niektórych mediach.
Przebieg ostatnich sekund feralnego lotu nad Smoleńskiem 10 kwietnia oraz możliwe przyczyny tragedii analizuje "Dziennik Gazeta Prawna".
INTERIA.PL/PAP