Szef polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy Jerzy Miller zasugerował ostatnio, że w tej sprawie szefostwo lotniska Siewiernyj kontaktowało się z Moskwą. W Smoleńsku, czy w Moskwie? Gdzie i na jakiej podstawie zapadła decyzja, by nie zamykać lotniska i zezwolić na lądowanie prezydenckiego tupolewa? Właśnie to chcą ustalić polscy prokuratorzy. Poprosili już Rosjan o wszystkie akty prawne, które regulują działanie lotniska, osób tam pracujących, zakres ich uprawnień i obowiązków. Chodzi o to, by ustalić w jakich sytuacjach lotnisko powinno być zamknięte i kto miał prawo lub obowiązek podjąć taką decyzję. Ważne jest też ustalenie, czy decyzja, by mimo gęstej mgły lotnisko pozostało otwarte zapadła w Smoleńsku, oraz czy obsługa kontaktowała się z dowództwem wyższej rangi. - To jest jeden z bardzo ważnych wątków śledztwa. Odpowiedzialność osób obsługujących lotnisko Siewiernyj - powiedział reporterowi RMF FM Mariuszowi Piekarskiemu prokurator generalny. Lotnisko wojskowe użytkowane ad hoc Obecnie Andrzej Seremet czeka na dostarczenie i przetłumaczenie dokumentów. - Te akty prawne mają dotyczyć tego, jak się obsługuje takie lotnisko. Trzeba pamiętać, że to lotnisko wojskowe i to jeszcze użytkowane ad hoc. Jedno jest pewne, że w Polsce przy takich warunkach żadne lotnisko nie przyjęłoby samolotu, odmówiłoby lądowania - podkreślił prokurator generalny. Seremet dodał, że polscy śledczy dysponują już zeznaniami złożonymi przez kontrolera lotów z wieży w Smoleńsku i głównego meteorologa. Prokuratura nie wyklucza jednak wniosku o pomoc prawną w sprawie ponownego przesłuchanie pracowników lotniska.