Przyczyny najtragiczniejszego wypadku lotniczego w historii Polski wciąż są badane. Brana jest pod uwagę i taka możliwość, że użycie komórek mogło mieć wpływ na zakłócenie pracy urządzeń prezydenckiego samolotu. Także tę hipotezę trzeba zweryfikować. Seremet ujawnił "Rzeczpospolitej", że badanych jest ok. 100 komórek. Większość z nich było aktywnych w końcowej fazie lotu. Prowadzono z nich rozmowy i wysyłano esemesy. 22 kwietnia Seremet mówił, że zapisy z czarnych skrzynek Tu-154 będą w Polsce za dwa tygodnie. Nie ma ich do dziś. Jak wyjaśnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą", wiedzę tę: "opierał na informacjach polskich prokuratorów uczestniczących w śledztwie prowadzonym przez rosyjską prokuraturę. Z kolei oni wiedzę o czasie ujawnienia tych treści opierali na swoich relacjach ze stroną rosyjską. Okazało się jednak, że prace nad analizą czarnych skrzynek są we wstępnej fazie, a potem muszą one jeszcze zostać odesłane do badań w międzynarodowej komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy". "W rezultacie, tej zapowiedzi nie można było wykonać. Zdaję sobie sprawę, że z mojej strony była ona przedwczesna i zbyt optymistyczna. Ale podtrzymuję wolę ujawnienia treści czarnych skrzynek. Z ostrożności nie chcę podawać terminu" - przyznaje Seremet. Prokurator generalny zapewnia, że badania czarnych skrzynek prowadzone w międzynarodowej komisji (MAK) w Rosji zbliżają się ku końcowi.