Donos do prokuratury, o którym pisze "Gazeta Wyborcza" dotyczy domniemanego niedopełnienia obowiązków przez minister zdrowia. Miałoby ono polegać na pozwoleniu, by leczono pacjentów szkodliwym lekiem. Zdaniem trzech pacjentów i fundacji Gwiazda Nadziei z Katowic, Kopacz pozbawiła ich tańszego i skutecznego w walce z wirusem żółtaczki leku, a dała droższy i szkodliwy. Chodzi o leki zwalczające wirus zapalenia wątroby typu B. W resorcie został bałagan? Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Jacek Paszkiewicz ocenia z kolei na łamach "Dziennika Gazety Prawnej", że nowego szefa resortu zdrowia czeka porządkowanie spraw po Kopacz. Prezes wskazuje na potrzebę uporządkowania wykazów świadczeń, udzielanych bezpłatnie pacjentom. "Stanowią one podstawę kontraktowania usług medycznych na 2012 rok, a są dopiero nowelizowane" - mówi Paszkiewicz. Szef NFZ dodaje, że już teraz procedura konkursu ofert w oddziałach Funduszu jest spóźniona. Paszkiewicz krytykuje też pomysł resortu zdrowia dotyczący powołania agencji, wyceniającej świadczenia zdrowotne. Wskazuje między innymi, że mianowanie jej prezesa przez ministerstwo spowoduje, iż trudno będzie mówić o samodzielności w podejmowaniu decyzji. Zdaniem Paszkiewicza, rząd jest w stanie postanowić, że za część świadczeń medycznych nie będzie płacił z pieniędzy podatników. "Można wybrać takie świadczenia, które nie są związane z ratowaniem życia, leczeniem szpitalnym. Można zastanawiać się czy na przykład NFZ powinien finansować wszystkim w takim zakresie leczenie uzdrowiskowe" - mówi Paszkiewicz. Szef NFZ ostrzega też, że jego instytucja nie jest przygotowana do wejścia w życie ustawy refundacyjnej, bo resort zdrowia wciąż nie wydał żadnych rozporządzeń do niej. Ustawa wymaga też, by NFZ miał nowych pracowników i nowe oprogramowanie. "Uważam, że stworzenie go potrwa dwa lata" - mówi Paszkiewicz.