Ostatnio Centrum Kontroli Chorób (CDC) w Atlancie (USA) zaleciło, by kobiety w wieku rozrodczym przed wizytą w Polsce zaszczepiły się przeciwko różyczce. Podobne ostrzeżenie wystosowano wobec osób wyjeżdżających do Japonii, gdzie również odnotowano wzrost zachorowań na tę chorobę. Konsultant krajowy ds. epidemiologii dr Iwona Paradowska-Stankiewicz poinformowała, że w Polsce mamy do czynienia z tzw. epidemią wyrównawczą (chorują roczniki przed laty niezaszczepione). Zaatakowała ona głównie młodych mężczyzn w wieku 19-24 lat oraz tych nieco starszych od 25. do 28. roku życia. To od nich mogą się ewentualnie zarazić osoby, które nie zostały zaszczepione przeciwko tej chorobie lub nie nabyły przeciwko niej odporności. Najbardziej zagrożone są wrażliwe na zakażenie kobiety w ciąży (nie były szczepione przeciwko różyczce i nie są odporne). - Tego się spodziewaliśmy. W naszym kraju chorują mężczyźni, którzy w dzieciństwie nie byli jeszcze objęci szczepieniami przeciwko różyczce - podkreśliła dr Paradowska-Stankiewicz. W Polsce wprowadzono je do obowiązkowego kalendarza szczepień w 1988 r., początkowo dotyczyły jednak tylko dziewcząt w 13. roku życia. "New York Times" pisze, że w Japonii tę samą zasadę szczepień przeciwko różyczce, wyłącznie u dziewcząt w wieku szkolnym, wprowadzono w 1976 r. W Polsce (podobnie jak w Japonii) chodziło wtedy o to, by wyeliminować ryzyko zakażenia u kobiet w ciąży, gdy jest ono najbardziej niebezpieczne. Nadal jednak chorowały dzieci w wieku 5-9 lat, u których tego rodzaju infekcje zdarzają się najczęściej. W 1995 r. do programu szczepień wprowadzono w naszym kraju szczepienia z użyciem trójskładnikowych preparatów chroniących jednocześnie przed odrą, świnką i różyczką. Były to jednak szczepionki zalecane, a nie obowiązkowe, czyli takie, za które musieli zapłacić rodzice. W tym czasie w Japonii były już obowiązkowe szczepienia przeciwko różyczce obejmujące obie płcie (wprowadzono je w 1989 r.). Szczepionki trójskładnikowe do obowiązkowego kalendarza szczepień wprowadzono w Polsce dopiero w 2003 r. i objęto nimi całą populację, w tym również chłopców. Podawano je dzieciom w 13.-14. miesiącu życia. Kilka lat później po raz pierwszy zaczęła spadać w naszym kraju zachorowalność na różyczkę w całej populacji. Z opublikowanego w 2013 r. raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH) w Warszawie wynika, że od tego czasu co kilka lat pojawiały się jedynie tzw. epidemie wyrównawcze, choć w coraz mniejszym nasileniu. Dr Paradowska-Stankiewicz powiedziała PAP, że zwiastunem kolejnej takiej epidemii był wzrost zachorowań na różyczkę w 2012 r. w woj. wielkopolskim. Zakażenia te zaczęły się przenosić wtedy we wschodnie regiony kraju. Ostatnio więcej przypadków tej choroby zarejestrowano w woj. lubelskim i małopolskim. W innych krajach, takich jak Czechy i Węgry, to się już nie zdarza, tam jednak wcześniej wprowadzono obowiązkowe szczepienia przeciwko różyczce. W Unii Europejskiej poza Polską więcej zakażeń z tego powodu jest jedynie w Rumunii. - W innych krajach UE zdarza się natomiast wzrost zachorowań na odrę. Mimo to odra i różyczka są na etapie całkowitej eliminacji w Europie - dodała dr Paradowska-Stankiewicz. Zakażenie różyczką na ogół nie jest groźne (poza grupą kobiet w ciąży i osób starszych). Najczęściej jest ona rozpoznawana, gdy na skórze pojawi się różowa wysypka. Mogą być również powiększone węzły chłonne na szyi i karku, wyczuwalne w postaci zgrubień. Infekcja może się objawiać również gorączką oraz zapaleniem gardła i spojówek, ale te dolegliwości rzadko występują i zwykle kojarzone są z innymi zakażeniami. Prawie połowa przypadków różyczki może przebiegać bezobjawowo. Dr Paradowska-Stankiewicz twierdzi, że kobiety dorosłe mogą się zaszczepić przeciwko różyczce, ale nie wtedy, gdy są w ciąży. Podanie preparat ochronnego możliwe jest najwcześniej 3-4 miesiące przed planową ciążą. Zakażenie różyczką u kobiet spodziewających się dziecka jest najbardziej niebezpieczne, gdy się zdarzy w pierwszym trymestrze ciąży.