- Chcę, żeby Bartosz Arłukowicz pełnił najważniejszą rolę w sztabie. Decyzja zapadnie w poniedziałek - dodał. - Także w poniedziałek zgłosimy wniosek, by w komisji badającej tragedię w Smoleńsku znaleźli się specjaliści z każdego klubu. Naszym kandydatem może być Janusz Zemke - zapowiada Napieralski. Agnieszka Burzyńska: W studiu Grzegorz Napieralski, szef SLD i kandydat na prezydenta. Dzień dobry. Grzegorz Napieralski: - Dzień dobry, witam serdecznie panią, witam serdecznie radiosłuchaczy. Widział pan obrazki z konferencji, podczas której powiedział pan "tak, kandyduję"? - Widziałem. I jakie refleksje, tak szczerze? - No to była najtrudniejsza decyzja mojego życia, to była najbardziej odpowiedzialna decyzja moja i mojej partii. Więc konferencja była przejmująca i poważna. Zobaczyliśmy tam głęboko nieszczęśliwego Grzegorza Napieralskiego i szczęśliwy uśmiech Ryszarda Kalisza... - O nie. Tak, tak, tak widzieliśmy. Pańskiego wewnątrzpartyjnego oponenta... Ciekawe dlaczego, skąd ten uśmiech i skąd ten smutek? - Ryszard Kalisz jest człowiekiem wesołym z natury, więc często się śmieje, jak oglądamy go w programie "Kawa na ławę". Wiemy, że jest najbardziej rubasznym, najbardziej wesołym, najbardziej przyjacielskim politykiem. Część nawet opinii publicznej zarzuca mu, że jest zbyt mało ofensywny w takich programach, a za bardzo przyjacielski. Szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który podejmuje taką decyzję, musi być poważny. Decyzja jest poważna i odpowiedzialna. A pańska mina to nie mina człowieka, który zdaje sobie sprawę, że popełnia największy błąd swojego życia? - Dlaczego? Właśnie pytanie: dlaczego go popełnia? - Dlaczego błąd? Bo może to przegrać i w efekcie może przegrać fotel przewodniczącego. - Wybory się wygrywa i się przegrywa. Każdy w polityce, który jest, wie o tym dokładnie. Donald Tusk przegrał wybory, chociaż miał je wygrać. Miał być prezydentem, prowadził w sondażach od lipca, pamiętam to, do końca kampanii 2005. Potem niewielką ilością głosów przegrał i jest dalej w polityce. Najważniejsze jest... To są inne sytuacje. Jest pan naiwny? ...najważniejsza jest odpowiedzialność, odpowiedzialność za to, co się robi w swoim życiu. Jeżeli startowałem na przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej - partii parlamentarnej, jednej z partii, która ma najdłuższy rodowód w naszym kraju - to wiedziałem dokładnie, z czym to się wiąże; że to się wiąże z podejmowaniem bardzo trudnych decyzji; że to nie są tylko splendory. - Sytuacja jest nadzwyczajna, jest - powiedziałbym - tragiczna. Mieliśmy najlepszego kandydata na lewicy, Jerzego Szmajdzińskiego, którego straciliśmy w katastrofie smoleńskiej. Więcej powiem: straciliśmy szefa jego kampanii wyborczej, Jolantę Szymanek-Deresz. Straciliśmy wiceprzewodniczącą klubu, Jarugę-Nowacką. Co partia ma zrobić w takiej sytuacji, kiedy ginie jej kandydat, kiedy giną potencjalne osoby, które mogłyby startować w wyborach? Niektórzy pańscy koledzy mówią, że od razu po katastrofie podjął pan decyzję: "tak, to ja będę kandydował; zgłosimy parę nazwisk dla przyzwoitości, ale decyzja tak naprawdę zapadła". To wskazywałoby jednak na takie ego. - Nie... Ja nie wiem, kto tak mówi i nie wierzę, żeby tak mówili koledzy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, bo byłoby to... Nawet czytaliśmy to w gazetach. - No ale to wszystko były anonimowe wypowiedzi, więc... Nie było w ogóle takich dyskusji. Ja podejmowałem tę decyzję w naprawdę głębokim... Czyli nie chciał pan, ale musiał. - ...w głębokim zatroskaniu i tym, co się będzie działo za chwilę i tym, co trzeba zrobić. Tutaj nikt nie miał jakichś nadzwyczajnych ambicji. Przypominam, że rozmawialiśmy w Sojuszu bardzo krótko o prezydencie - nie mówiąc, że zdawkowo. Dlaczego? Przecież przypominam, że w czwartek podjęliśmy decyzję, a we wtorek żegnaliśmy Jerzego Szmajdzińskiego, naszego kandydata. Więc w ogóle takie spekulacje mnie bardzo dziwią. Proszę dać mi dokończyć, bo chcę powiedzieć jedną rzecz. Właśnie wraca stara polityka, czemu ja się sprzeciwiam. Znowuż w mediach pojawia się stara polityka w wielu sprawach. Ja chciałbym... Ale to nie media. - Nie, no ale to są ludzie w takim razie... To są pańscy współpracownicy. - ...którzy hołdują właśnie takiej polityce, której ja się sprzeciwiam - aby tylko kłócić się, jątrzyć i dzielić. Otóż chciałbym powiedzieć wprost: my mieliśmy naprawdę trudną decyzję do podjęcia - tak jak trudną decyzję miało do podjęcia PiS czy trudną decyzję do podjęcia miało PSL. I podjęli tę decyzję, ja też podjąłem. A dlaczego nie Ryszard Kalisz, który sam zgłosił się na ochotnika, aby kandydować? Dlaczego pan to zablokował? - Po pierwsze się nie zgłosił, tylko był gotowy podjąć... Wyraził chęć. - ...podjąć to wyzwanie. Ale po rozmowie z szefami regionów, kiedy wysłuchałem ich opinii, kiedy wysłuchałem Zarządu Krajowego SLD, który powiedział: jest sytuacja nadzwyczajna, Sojusz Lewicy Demokratycznej musi uczestniczyć w tych wyborach, musi spełnić ważną rolę... I Ryszard Kalisz nie miałby szans? - ...musi pokazać, że ma wizję Polski na przyszłość. Musi pokazać, że chce realizować testament Jerzego Szmajdzińskiego i że najlepszą opcją - powiedzieli to wszyscy w 100 procentach, bo pytałem wszystkich po kolei - jest przewodniczący Sojuszu. Bo co gwarantuje przewodniczący Sojuszu? Gwarantuje przede wszystkim spoistość formacji, spoistość środowisk lewicy. Chciałbym... Czyli ratuje pan partię? - Chciałbym, aby właśnie była alternatywa. Mamy dwóch prawicowych polityków, którzy prowadzą w sondażach - to jest Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński, bo tak najprawdopodobniej będzie. Więc musi być lewicowa alternatywa. Grzegorz Napieralski będzie taką alternatywą. Niech pan odpowie na pytanie: ratuje pan partię, nie chciał pan, ale musiał? - Nie. Gdybym nie chciał... Mnie do niczego nie trzeba zmuszać, ja jestem człowiekiem dorosłym, bardzo odpowiedzialnym; człowiekiem, który wiele, mimo młodego wieku, przeszedł. Mam niespełna 40 lat i wiele doświadczenia. Wiem dokładnie, że będąc w polityce, trzeba zachowywać się odpowiedzialnie, solidnie i trzeba być fair wobec swoich przyjaciół. Ja jestem fair wobec swoich przyjaciół, wobec też swoich wyborców, którzy mnie wybrali.