Rokita, którego "bili Niemcy" Jeśli Jan Rokita chciałby nacieszyć się Nowym Rokiem w Berlinie, to będzie miał problem - po przekroczeniu granicy z Niemcami zostanie aresztowany. Za co? Za płaszcz. Pierwszy akt tej kuriozalnej historii rozegrał się w lutym na pokładzie samolotu Lufthansy, na lotnisku w Monachium. Awanturę wywołał były "premier z Krakowa" i jego małżonka - Nelly. Posiadając bilety klasy ekonomicznej z jakichś, wiadomych tylko sobie względów, para chciała umieścić swoje płaszcze i kapelusze w schowkach klasy biznesowej. Na przeszkodzie stanęła jednak stewardessa, a później wezwana przez nią policja - całość zakończyła się wyjątkowo dramatyczną sceną wyprowadzenia Jana Rokity z samolotu w kajdankach... Od ścian jeszcze długo odbijały się jego teatralne okrzyki: "Ratujcie mnie! Niemcy mnie biją! Ratujcie mnie!". Na nic się one jednak zdały - w sierpniu niemiecka prokuratura orzekła, że Rokita jest winien zakłócania porządku i wyznaczyła grzywnę w wysokości trzech tysięcy euro. Jako że krakowianin stwierdził, że "za niewinność płacić nie będzie", pieniądze nigdy do naszego zachodniego sąsiada nie trafiły. Bawarskiemu wymiarowi sprawiedliwości nie pozostało więc nic innego, jak tylko wydać nakaz aresztowania Rokity w celu wykonania kary. - Pan Rokita musi się liczyć z tym, że gdy pojawi się na terytorium Niemiec, zostanie aresztowany - powiedział tamtejszy prokurator. I albo ureguluje grzywnę, albo spędzi 29 dni w więzieniu (na poczet kary zaliczono mu już czas, który spędził w areszcie na lotnisku w Monachium). Na byłym pośle takie zapowiedzi nie robią jednak wielkiego wrażenia. Jak twierdzi, do Niemiec się na razie nie wybiera, a poza tym tamtejsze więzienie nie napawa go "jakimś wielkim strachem". - Zastanawiam się nad tym, gdzie jestem bezpieczniejszy - we Francji, czy w Polsce? Czy raczej mogę liczyć na opiekę ministra Kouchnera, czy ministra Sikorskiego przed niemiecką prokuraturą? Patrząc na przykład Romana Polańskiego, wydaje mi się, że niewykluczone, iż Francuzi chroniliby mnie lepiej - wnioskuje Rokita. Jakkolwiek jednak żenujący byłby cały ten incydent, a późniejsze wypowiedzi Jana Rokity zastanawiające, to jednak życzymy mu, by nie musiał sprawdzać swojej tezy w praktyce.