Teoretycznie Bezpieczny kredyt 2 proc. może zostać udzielony na budowę lub dokończenie budowy domu. Teoretycznie, bo w praktyce powstała dziura, która pozbawia tej możliwości część potencjalnych kredytobiorców. Rozpocząłeś budowę domu metodą gospodarczą i krok po kroku, własnymi środkami, pokonywałeś kolejne trudności. Nagle pojawiła się możliwość skorzystania z Bezpiecznego kredytu 2 proc. na dokończenie budowy. Skaczesz z radości, bo jak podkreślają niemal wszyscy eksperci, warunki są bardzo korzystne. Sęk w tym, że z kredytu możesz nie skorzystać. By w ogóle się o niego starać, trzeba pamiętać, że łączna wartość działki i rozpoczętej budowy nie może przekroczyć 200 tys. zł. Wówczas potencjalny kredytobiorca może starać się o 500 tys. zł (singiel) lub nawet 600 tys. zł (małżeństwo). Jeśli kwota ta przekracza 200 tys. zł, w grę wchodzi jedynie możliwość dokończenia budowy z maksymalnym wsparciem rzędu 150 tys. zł. - Kredyt należy się tym osobom, które mają wkład własny w wysokości 200 tys. zł. W trakcie procesu legislacyjnego dodano natomiast wyjątek. Autorzy doszli do wniosku, że jest duża liczba potencjalnych klientów z rozpoczętymi budowami, których dopadła inflacja. Zostali jej ofiarami i nie skończyli budowy. I to dla nich przewidziano furtkę wsparcia w wysokości 100 lub 150 tys. zł, by tę budowę rzeczywiście dokończyć - mówi Interii Krzysztof Bontal, ekspert finansowy, redaktor portalu PierwszeMieszkanie.com.pl. Problem w tym, że mówimy o dwóch grupach - ludziach, którzy rozpoczynają budowę i mogą dostać nawet 600 tys. zł kredytu, a także tych, którzy kończą budowę i mogą liczyć na 150 tys. zł wsparcia. Ustawa pomija tych, którzy są w trakcie budowy. Najczęściej stawiane domy o metrażach od 100 do 150 m2, to koszt rzędu 500-700 tys. zł. Jeśli ktoś na obecnym etapie dysponuje działką z rozpoczętą budową, która jest warta np. 250-300 tys. zł, prawdopodobnie nie załapie się do żadnej z tych dwóch grup. "Pełne" wsparcie nie dla wszystkich - Taki klient 600 tys. zł nie dostanie, ale może starać się o 150 tys. zł na dokończenie budowy. Tylko tych pieniędzy też nie dostanie, bo za tę kwotę nie dokończy budowy. To tutaj powstaje dziura. To klienci, których wartość dotąd wykonanych prac przekracza 200 tys. zł, a 150 tys. zł nie wystarczy na dokończenie budowy. Ten "środkowy" klient odejdzie z kwitkiem i nie ma opcji, by dostał kredyt. Dziura została - rozkłada ręce Bontal, który o tym problemie pisał już w kwietniu, jeszcze na etapie prac legislacyjnych. Paradoksalnie natomiast ze wsparcia w pełnej wysokości mogą skorzystać ci, którzy już na starcie wydają się bardziej majętni. Jeśli np. ktoś ma działkę o wartości 500 tys. zł, może starać się o kredyt w wysokości 500 tys. zł (do limitu miliona złotych). Wsparcie w pełnej wysokości będzie też przysługiwać tym, których wartość działki i budowy nie przekracza 200 tys. zł, więc może to być np. 190 tys. zł. Ci, których wartość działki i budowy nawet nieznacznie przekracza 200 tys. zł będą mogli wnioskować o 100 lub 150 tys. zł. Z tym zastrzeżeniem, że prawdopodobnie banki odrzucą ich wnioski, bo takie kwoty nie pozwolą na dokończenie budowy. O podobne wsparcie będą też mogli wnioskować ci, których prace są bardziej zaawansowane, a wartość ich działki i budowy wynosi dziś np. 500 tys. zł. Kto może wziąć kredyt na dokończenie budowy domu? - To dla nich powstał dodatkowy przepis. Dla tych, którzy rozpoczęli budowę z środków własnych i trochę pieniędzy im zabrakło. Przepis za chwilę przestanie działać, bo będzie on dotyczył wyłącznie budów, które już się rozpoczęły - mówi Interii Jarosław Sadowski, główny analityk w Expander Polska. - To dla tych, którzy już dużo zrobili i trochę im zabrakło, by dociągnąć do końca. Będą musieli się przed bankiem wykazać kosztorysem, który pokaże, że niewiele im zabrakło na dokończenie budowy. Bo jeżeli nie pozwoli, to oni i tak nie dostaną tego kredytu - podkreśla Sadowski. Dużo zależy więc od dwóch spraw - kosztorysu i rzeczoznawcy majątkowego, który określa wartość działki i zaawansowanie prac. Może dojść do sytuacji, że podobnie wyglądające działki gdzieniegdzie będą wyceniane na 190 tys. zł, a w innym miejscu na 210 tys. zł. Mimo że jest to jedynie 20 tys. zł różnicy, w pierwszym przypadku potencjalny kredytobiorca będzie mógł starać się o wsparcie w wysokości nawet 600 tys. zł, a w drugim przypadku prawdopodobnie z banku odejdzie z kwitkiem. W najlepszym razie będzie mógł wnioskować o kwotę 150 tys. zł, choć w dzisiejszych realiach nie będzie ona wystarczająca na dokończenie inwestycji, a taki jest warunek udzielenia kredytu. Druga sprawa to kosztorys. Dla tych, którzy już pogodzili się z tym, że 500 lub 600 tys. zł kredytu nie dostaną, kwoty rzędu 100 lub 150 tys. zł mogą być ostatnią deską ratunku. Można się więc spodziewać, że ich kosztorysy będą skrojone wyjątkowo optymistycznie - by sprawić wrażenie, że 100 lub 150 tys. zł wystarczy na dokończenie budowy domu. - Jeśli natomiast bank powie, że według jego wytycznych klient potrzebuje nie 150, ale 250 tys. zł, to kredytu nie dostanie - zauważa Bontal. Pominięta grupa potencjalnych kredytobiorców Taki klient jest więc dziś w kropce i z zazdrością spogląda na tych, którzy dotąd czekali na rozwój sytuacji z założonymi rękami. To oni otrzymają kredyt nawet w wysokości 600 tys. zł, a ten, który mimo trudnego czasu w branży budowlanej dwoił się i troił, by krok po kroku postępować z budową, dziś odbija się od ściany. Kreatywne kosztorysowanie bądź uporczywe negocjacje z rzeczoznawcami nie byłyby potrzebne, gdyby wyjściowa wartość działki i budowy była ustalona przez ustawodawcę wyżej niż 200 tys. zł. - Oczywiście, ale obawiam się, że autorzy nigdy nie zakładali pomocy osobom, które dotąd były w stanie odłożyć np. 300 tys. zł. Nigdy nie było założenia, że dla tych osób, które sobie ciułały, dłubały, stały przy betoniarce z wujkiem, będzie jakieś wsparcie - mówi nam Bontal. - A przecież wcale nie musieli być bogatsi, bo oszczędzali na własnej robociźnie, kupowali okazyjnie materiały itd. Ci, co budowali metodą gospodarczą, głównie w mniejszych miejscowościach, teraz dostali między oczy, bo kredytu nie dostaną - podkreśla Bontal. Tymczasem sama możliwość starania się o kredyt w wysokości 100 lub 150 tys. złotych na dokończenie budowy domu pojawiła się na końcowym etapie prac nad projektem. Miała być to odpowiedź na zgłoszone liczne postulaty. Bez tej zmiany ze wsparcia nie skorzystałaby jeszcze większa grupa - również tych, którzy od jakiegoś czasu "stoją" z budową, bo w ostatnich dwóch latach doszło do licznych perturbacji związanych m.in. z cenami materiałów budowlanych. O sprawę zapytaliśmy w Ministerstwie Rozwoju i Technologii. "Jeżeli łączna wartość działki oraz rozpoczętej budowy nie przekracza maksymalnej dopuszczalnej wysokości wkładu własnego (tj. 200 tys. zł) wówczas kredytobiorca może starać się o kredyt w pełnej wysokości (500 lub 600 tys. zł). Przepisy ustawy o pomocy państwa w oszczędzaniu na cele mieszkaniowe pierwotnie nie zakładały możliwości uzyskania bezpiecznego kredytu 2 proc. na dokończenie rozpoczętej budowy domu jednorodzinnego, tj. budowy domu jednorodzinnego na działce, której wartość przekracza 200 tys. zł, a suma wartości działki, wykonanych prac budowlanych i kwoty kredytu przekracza 1 mln zł. Ministerstwo wyszło jednak naprzeciw zgłaszanym postulatom i uzupełniło ustawę w ww. zakresie w celu umożliwienia skorzystania z kredytu z rządową dopłatą także rodzinom, które są w trakcie budowy domu" - czytamy w odpowiedzi przesłanej Interii. Sęk w tym, że taki zapis nie obejmuje właśnie tych rodzin, które są w trakcie budowy domu i niejako znalazły się w "martwym punkcie" - ani nie rozpoczynają budowy, ani nie są na etapie jej dokończenia. I takie rodziny prawdopodobnie z banku odejdą z kwitkiem. Łukasz Szpyrka