Aleksander Kwaśniewski niejednokrotnie mówił publicznie, że to pani mu doradza. Doradza pani mężowi tylko w sprawie strojów, czy może też jego strategii politycznej, w tym, co ma powiedzieć lub jak ma się zachować? - pyta gazeta. - W sprawie koszul i krawatów zawsze mu doradzam. Jest to bardzo fajna rzecz, jeśli mąż ma ochotę korzystać z moich rad przez tyle lat. To tworzy dobre małżeńskie więzi. Natomiast jeśli chodzi o strategię polityczną, to nie. Nie doradzam mężowi, jak ma się zachować. On zresztą zna moje hasło: jak nie wiesz, jak masz się zachować, zawsze zachowuj się przyzwoicie. Pozostałe wszelkie inne kwestie związane z polityką to są przemyślenia mojego małżonka i jego doradców - odpowiada Kwaśniewska. - A jak to było przed debatą z Jarosławem Kaczyńskim? Doradzała pani mężowi np., żeby był ostry, albo przeciwnie, żeby był spokojny? - Jeszcze jak wychodził przed debatą, to mówiłam mu: spokojnie, tylko spokojnie. Mój mąż wychodził uzbrojony w argumenty, dlatego byłam pewna, że debata będzie spokojna i merytoryczna. A przed debatą podgrzewane były nastroje. Wyglądało na to, że następnego dnia po debacie przestanie słońce świecić czy spadnie grad wielkości pomarańczy. To było zupełnie niepotrzebne. W tej kampanii głównie używa się inwektyw, a tak naprawdę Polacy nie wiedzą, czym różnią się programy poszczególnych ugrupowań - ocenia rozmówczyni "Dziennika". - Czego można się spodziewać po debacie z Donaldem Tuskiem? - Jestem przekonana, że będzie merytoryczna. Dobrze byłoby uzmysłowić Polakom, czym różnią się te ugrupowania. Jeśli głosujemy na określone ugrupowanie, to dobrze by było, byśmy nie opowiadali się tylko za kolorem oczu, czy dobrze dobranym krawatem, tylko żebyśmy wiedzieli, co ten człowiek sobą reprezentuje. Dlatego zdecydowałam się wziąć udział w kampanii Lewicy i Demokratów. Bo z pełnym przekonaniem będę głosowała na osoby, które znam, cenię i szanuję. Pod takimi nazwiskami na pewno się podpiszę - deklaruje Jolanta Kwaśniewska. Cały wywiad - w dzisiejszym wydaniu "Dziennika".