Kurtyka przekonał PiS
Kandydat na szefa IPN Janusz Kurtyka przekonał PiS, że nie stoi za przeciekiem materiałów, które wyeliminowały z walki o fotel prezesa Instytutu jego rywala, Andrzeja Przewoźnika.
Szef klubu parlamentarnego PiS Przemysław Gosiewski, argumentując decyzję o podtrzymaniu poparcia kandydatury Janusza Kurtyki na stanowisko szefa IPN, powiedział, że Kurtyka przedstawił dokumenty, które przekonały PiS, że nie jest winny upublicznienia akt IPN obciążających Przewoźnika.
- Pan Kurtyka przedstawił nam dokumenty, z których wynikało, że nie podejmował żadnych decyzji w zakresie przekazania materiału grupie historyków, w wyniku którego potem nastąpił przeciek. Uznaliśmy, że te wyjaśnienia korespondują z tymi informacjami, które otrzymaliśmy wcześniej, zanim prezydium klubu PiS zdecydowało się na udzielenie poparcia panu Kurtyce - podkreślił Gosiewski.
Szef klubu PiS ocenił rozmowę z kandydatem na szefa IPN jako "szczerą i bardzo konkretną". Jak powiedział, "na bardzo konkretne pytania (...) uzyskaliśmy bardo konkretne odpowiedzi". - I te odpowiedzi nas satysfakcjonują - dodał.
Jak dodał Gosiewski, w przyszłym tygodniu Kurtyka spotka się z senatorami PiS. - Senatorowie PiS spotkają się z panem Kurtyką na szczerej i otwartej rozmowie - powiedział.
Kurtyka został w ubiegłym tygodniu wybrany na szefa IPN przez Sejm. Jego kandydaturę musi jeszcze poprzeć Senat. Jednak po doniesieniach mediów, że mógł on celowo doprowadzić do skompromitowania Przewoźnika, Gosiewski nie wykluczał we wtorek zmiany decyzji o poparciu Kurtki.
Kilka miesięcy temu były działacz opozycji Zbigniew Fijak przekazał mediom pochodzącą z kierowanego przez Kurtykę krakowskiego oddziału IPN notatkę sugerującą współpracę Przewoźnika z SB. Po publikacji tych informacji w "Rzeczpospolitej" Przewoźnik został wyeliminowany z konkursu na prezesa IPN. Niedawno Sąd Lustracyjny oczyścił Przewoźnika z zarzutów.
W tym tygodniu "Newsweek" i "Gazeta Wyborcza" zasugerowały, że Kurtyka doskonale wiedział, jaki będzie efekt upublicznienia notatki i mógł celowo do niego doprowadzić.
INTERIA.PL/PAP