Zawieszony Marek Pasionek, przeciwko któremu wszczęto również postępowanie dyscyplinarne, trafił do Naczelnej Prokuratury Wojskowej w ostatnich dniach urzędowania Zbigniewa Ziobry. Jak pisze "GW", z analizy bilingów telefonu Pasionka wynika, że od maja do listopada 2010 roku co najmniej kilkadziesiąt razy kontaktował się z dziennikarzami "Naszego Dziennika" i "Rzeczpospolitej". W lutym 2011 r. Pasionek zeznał, że nigdy nie dzwonił do wspomnianych dziennikarzy. Co innego wynikało z billingów, więc śledczy uznali, że kłamie. Jak zaznacza "Gazeta Wyborcza", to nie kontakty z dziennikarzami zaważyły na decyzji, by wszcząć przeciwko Pasionkowi postępowanie dyscyplinarne, a śledztwo przekazać cywilnej prokuraturze, bo wojskowa cywilowi Pasionkowi zarzutu postawić nie może. Chodzi o tajemnicze spotkanie 7 czerwca 2010 r. w warszawskiej kawiarni Green Coffee. Pasionek spotkał się tam z pracownikami CIA i FBI, stałymi rezydentami w ambasadzie USA w Polsce. Spotkanie to umówili szefowie ABW za rządów PiS: Bogdan Święczkowski i Grzegorz Ocieczek. Gdy agenci USA usłyszeli od Pasionka, że nadzoruje śledztwo smoleńskie i ma dostęp do poufnych informacji, zaproponowali, by przenieść spotkanie do ambasady USA. Tam Pasionek prosił ich m.in. o to, by sprawdzili prawdopodobieństwo rozpylenia sztucznej mgły w Smoleńsku, sterowania samolotem na odległość i zmiany transmisji danych w wieży kontroli lotów. Amerykański agent zeznał, że zaproponował, by do ambasady przysłać oficjalną prośbę o pomoc. Prokuratura prowadząca śledztwo smoleńskie wysłała wkrótce do Departamentu Sprawiedliwości USA wniosek o pomoc prawną. Śledczy powiadomili wtedy swojego szefa Krzysztofa Parulskiego, że Pasionek przekazywał informacje ze śledztwa osobom nieuprawnionym. O działalności prokuratora Marka Pasionka pisze poniedziałkowa Gazeta Wyborcza".