Ewa* ma 60 lat. Od ubiegłej wiosny praktycznie nie wychodzi z domu. Śpi najwyżej jedną, dwie godziny na dobę, a gdy już wstanie doskwierają jej bardzo silne stany niepokoju, które wymuszają kilkugodzinne chodzenie po domu, co - przy ogromnym zmęczeniu wynikającym z bezsenności - stanowi poważne wyzwanie dla organizmu. Jej skóra bardzo piecze na niemal całym ciele, jak przy dotkliwym poparzeniu słonecznym. Mięśnie klatki piersiowej i brzucha są bez przerwy napięte, co powoduje duże trudności w oddychaniu, a niekiedy prowadzi do omdleń, dlatego Ewa musi wspomagać się zażywaniem tlenu w aerozolu. Wszystkiemu towarzyszą bóle mięśni i kości oraz poczucie wewnętrznego "rwania", a także drgawki, uniemożliwiające wykonywanie codziennych czynności bez wielkiego wysiłku. W grę nie wchodzi ani czytanie książek, ani oglądnie telewizji, czy nawet słuchanie muzyki. Ewa straciła też w ciągu półtora roku 15 kg, a jej włosy zaczęły silnie wypadać. Nastrój zdominował permanentny brak odczuwania przyjemności. Na bardzo odległy plan zeszły również wszelkie spotkania ze znajomymi czy nawet rodziną, która kompletnie nie rozumie sytuacji, w jakiej się znalazła. Oto autentyczna historia kobiety, która od 28 lat zmaga się z uzależnieniem od benzodiazepin. Po naszej publikacji na temat "benzobabć" Dariusz* - za zgodą żony - zdecydował się opowiedzieć Interii o codziennym dramacie. Benzodiazepiny. Historia uzależnienia, które trwa od niemal 30 lat Wszystko zaczęło się na początku 1996 roku, gdy 32-letnia Ewa zmagała się z zawrotami głowy. Trafiła wtedy do kręgarza, który zwalczył jej problem za pomocą masaży. Niestety krótko później pojawiły się szumy w uszach i pogorszenie wzroku. Poszła więc do lekarza ogólnego, a ten po raz pierwszy przepisał jej benzodiazepinę - diazepam, który zażywała przez tydzień. Po kilku miesiącach zdecydowała się na wizytę u endokrynologa, który zdiagnozował u niej chorobę Hashimoto - czyli autoimmunologiczne zapalenie tarczycy. Tym razem specjalista przepisał preparat na bazie klorazepanu - innej benzodiazepiny o długim czasie działania - bo miał "fajnie pomóc". - Oczywiście, ani za pierwszym, ani za drugim razem nie przekazano, jaki potencjał uzależniający mają te środki. Ewa nie otrzymała również ulotki, ponieważ dostaliśmy pojedyncze blistry - relacjonuje w rozmowie z Interią mąż Dariusz. Jesienią młode małżeństwo przeprowadziło się do domu jednorodzinnego. Dariusz wyjechał do pracy za granicę, a jego żona została sama z małym synkiem. Wtedy zaczęła czuć się coraz gorzej - była poddenerwowana, a jakość snu systematycznie spadała. Lekarz ogólny znów dał jej receptę na lek zawierający klorazepan, ponownie bez informacji o ryzyku. Pomogło tylko na jakiś czas, więc kolejna porada i kolejna benzodiazepina - tym razem klonazepam, również bez ostrzeżenia. W końcu lekarz ogólny zaprotestował i nie chciał wystawiać następnych recept, dlatego dał skierowanie do specjalisty. Tak Ewa trafiła do psychiatry, ale ten bezwiednie dalej przepisywał klonazepam, który brała przez 12 lat. Aż przestał dawać efekty. Uzależnienie od benzodiazepin. "Nie mieliśmy świadomości, jak groźne są te leki" Po kilkunastu latach brania klonazepamu Ewa otrzymała receptę na estazolam, będący pochodną benzodiazepiny. Preparat pomagał, dlatego dawkowała go regularnie przez kolejne sześć lat. Niemal dwie dekady po łyknięciu pierwszej tabletki z tej grupy psychotropów psychiatra stwierdził, że nadszedł czas na odstawienie leku. - Żona zmniejszała dawkę stopniowo przez trzy miesiące i wytrzymała kolejne trzy bez tabletek, ale objawy odwykowe zaczynały być tak silne, że wróciła do estazolamu. Po następnych czterech latach chciała wreszcie żyć bez tych leków i sama zdecydowała zmniejszyć dawkę, ale tym razem przez cały rok i osiągnęła sukces - opowiada Dariusz. Mąż podkreśla, że po ponad 20 latach stosowania benzodiazepin ani on, ani jego żona wciąż nie mieli świadomości, jak groźne są skutki zażywania tych leków. - Po skutecznym odstawieniu Ewa ich nie brała. Poza sytuacją, kiedy w 2020 roku zmarł jej ojciec. Ale to był tylko jeden raz. I tak minęły cztery lata bez tabletek. Żyliśmy normalnie - słyszymy. Covid nakręcił spiralę. "Gdybyśmy wiedzieli, jakie są skutki, wyrzucilibyśmy leki" Poważne problemy nadeszły w kwietniu 2023 roku, kiedy Ewa zachorowała na COVID-19 i nie mogła spać. Niestety, estazolam z terminem przydatności wciąż był w domu. - Wiedziała, że miała z nim problem, ale myślała, że weźmie tylko raz i wystarczy. Z czasem okazało się, że wzięła kilka razy na przestrzeni dni - mówi nam Dariusz. Niedługo później pojawiły się objawy odstawienne, dlatego przestraszona Ewa poszła do psychiatry. Lekarz przepisał jej receptę na lek z diazepamem w bardzo małych dawkach. Środki nie pomagały, a dolegliwości były coraz silniejsze, dlatego otrzymała kolejną receptę, tym razem na przeciwpadaczkową pregabalinę. Po niej czuła się jednak bardzo źle - była otumaniona i nie mogła zebrać myśli. Terapia oboma lekami trwała sześć tygodni, ale Ewa ciągle czuła się fatalnie. Małżeństwo trafiło ostatecznie do ogólnopolskiego eksperta, który specjalizuje się w zwalczeniu uzależnień. Psychiatra jeszcze bardziej skrócił czas przyjmowania diazepamu, co wywołało szok organizmu i zdaniem małżeństwa jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Na przełomie zeszłych 17 miesięcy małżeństwo było co najmniej u kilku innych lekarzy psychiatrów i neurologów, którzy przepisywali kolejne leki wyłącznie nasilające poważne i niepokojące objawy. Wszystko to mimo że ostatnią dawkę benzodiazepin Ewa zażyła 13 czerwca 2023 roku. Dariusz dodał, że gdyby kiedykolwiek lekarze powiedzieliby im wcześniej o poważnych skutkach odwykowych, dawno pozbyliby się starych benzodiazepin z domu. Benzodiazepiny zniszczyły ich życie. "Wielu tego nie wytrzymuje" W poczuciu bezradności małżeństwo trafiło na międzynarodowe forum poświęcone walce z uzależnieniem od benzodiazepin. Przez lata opisano tam setki tysięcy podobnych historii. Dariusz i Ewa dotarli też do publikacji brytyjskiej psychofarmakolożki prof. Heather Ashton. Lekarka poświęciła całą swoją karierę zawodową badaniom nad benzodiazepinami. Dowiodła, że leki - uważane niegdyś za bezpieczne - mają silny potencjał uzależniający. Opracowała też metodę wychodzenia z nałogu poprzez indywidualną, stopniową kontrolę tempa zmniejszania dawek, co może trwać średnio miesiące, a nawet lata. Wydała też podręcznik pod tytułem "Benzodiazepiny: Jak działają, jak je odstawić", który został przetłumaczony na 11 języków, w tym na język polski. Uczona twierdzi, że skuteczne odstawienie benzodiazepin powinno zajść przy jednej - choć długotrwałej - próbie, ponieważ każde kolejne sięganie po psychotropy tylko wzmaga objawy odwykowe. - To wszystko wiemy dopiero teraz, ale dolegliwości wciąż się pogarszają - mówi Dariusz, podkreślając przypadek swojej żony, która mimo odstawienia ponownie sięgała po leki. - Na forum praktycznie wszyscy, którzy odstawili leki bardzo szybko, nie mogą wrócić do zdrowia i cierpią coraz mocniej. Wiele osób tego nie wytrzymuje i popełnia samobójstwo - dodaje mąż, przytaczając historie dwóch kobiet - 48-letniej Christine Anne Narloch oraz 59-letniej Bonnie. Pytania o benzodiazepiny. "Dlaczego lekarze ogólni mają prawo wypisywać te leki?" Dariusz - mierząc się na co dzień z cierpieniem żony - z trudem opisał nam dolegliwości Ewy. Tłumaczy, że niektórych z nich sam nie jest w stanie do końca zrozumieć, ponieważ "wydają się być nierealne". Początkowo w walce pomagał im syn, jednak skala problemów go przerosła. - Wszystkie objawy wystąpiły po zbyt szybkim odstawieniu benzodiazepin na siłę za radą lekarza - twierdzi poruszony mąż. - Mówi się o uzależnieniach od alkoholu czy fentanylu, a o benzodiazepinach nie mówi się wcale, a to straszny nałóg. One nie powinny być tak łatwo dostępne - przestrzega Dariusz i pyta z niezrozumieniem: - Dlaczego lekarze ogólni mają prawo wypisywać takie leki? Małżeństwo doszło do wniosku, że jedyną szansą na bezpieczne odstawienie benzodiazepin jest powrót do estazolamu, ustabilizowanie dawki i powolne zmniejszanie ilości przyjmowanych leków w okresie roku bądź dwóch lat. - Tak, jak opisała to prof. Ashton i tak, jak żona - jakoś intuicyjnie - odstawiała tabletki kilka lat temu - mówi Interii Dariusz krótko przed wizytą u specjalisty, aby skonsultować metodę. Od czerwca 2023 roku Ewa zażywa jedynie leki na ciśnienie, które po odstawieniu benzodiazepin wzrosło. - Po latach problemów zdawaliśmy sobie sprawę o czynniku uzależniającym, ale nie mieliśmy świadomości, jak groźne i straszne są skutki odstawienia po powrocie do zażywania. Benzodiazepiny to niebezpieczne igranie z ogniem - konkluduje i przestrzega zmartwiony o przyszłość Dariusz. *imiona bohaterów artykułu zostały zmienione Sebastian Przybył Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: sebastian.przybyl@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!