- Zastanawiam się nad tym, gdzie jestem bezpieczniejszy. Czy we Francji, czy w Polsce, czy raczej mogę liczyć na opiekę ministra Kouchnera, czy ministra Sikorskiego przed niemiecką prokuraturą. Patrząc na przykład Romana Polańskiego, wydaje mi się, że niewykluczone, iż Francuzi chroniliby mnie lepiej. Na razie jestem w Paryżu i tu się czuje bezpiecznie - powiedział reporterowi RMF FM Jan Rokita. Rokita za wywołanie zamieszania z płaszczem i kłótnię ze stewardessą na pokładzie samolotu Lufthansy w Monachium powinien zapłacić trzy tysiące euro. Prokuratura chce ustalić, dlaczego grzywna nie została jeszcze zapłacona. Ta kara pieniężna odpowiada 30 dniom więzienia. - Kara pieniężna zamienia się w karę pozbawienia wolności, kiedy ukarany nie chce lub nie może zapłacić grzywny. Wysłaliśmy już pismo z pytaniem i czekamy na reakcję - tłumaczy prokurator z Landshut. Nie wiadomo jednak, jak długo potrwa to oczekiwanie na odpowiedź. W lutym tego roku Rokitowie lecący niemieckimi liniami Lufthansa uznali, że w schowkach klasy ekonomicznej ich ubrania się pogniotą i chcieli przełożyć je do klasy biznesowej. Obsługa na to nie pozwoliła. Wybuchła awantura, którą zakończyła interwencja policji. Funkcjonariusze wyprowadzili z samolotu stawiającego opór Rokitę, zakutego w kajdanki. Prokuratura zarzuciła politykowi naruszenie miru domowego.