Jakub Żulczyk został oskarżony z art. 135 kodeksu karnego. Paragraf drugi tego artykułu brzmi: Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. - W połowie marca Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście-Północ skierowała do Sądu Okręgowego w Warszawie akt oskarżenia przeciwko Jakubowi Ż. Oskarżonemu zarzucono popełnienie czynu polegającego na publicznym znieważeniu 7 listopada ubiegłego roku na profilu w serwisie społecznościowym Prezydenta RP, poprzez użycie wobec niego określenia powszechnie uznanego za obraźliwe - przekazała rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Aleksandra Skrzyniarz, zaznaczając przy tym, że śledztwo rozpoczęło się po złożeniu zawiadomienia przez osobę prywatną. Dowiedział się z mediów Jakub Żulczyk w mediach społecznościowych odniósł się do informacji o skierowaniu przeciwko niemu aktu oskarżenia. "Co ciekawe, ja i reprezentujący mnie w tej sprawie mecenas Krzysztof Nowiński nie dowiedzieliśmy się o tym oficjalnie i na piśmie, tylko z zaprzyjaźnionego z władzą portalu "wPolityce". Tak to działa nad Wisłą" - stwierdził pisarz. Zapowiedział przy tym, że nie zamierza się publicznie ustosunkowywać do stawianych mu zarzutów i te sprawy będzie omawiać ze swoim pełnomocnikiem. "O tym, czy przyznaję się do winy, czy nie, dowie się najpierw sąd, a dopiero potem media, i te zwykłe, i te społecznościowe" - poinformował. Żulczyk zwrócił uwagę na jeszcze jedną rzecz. "Druga śmieszna sprawa - jestem, podejrzewam, pierwszym od bardzo dawna pisarzem w tym kraju, który stanie przed sądem za to, co napisał" - zauważył. - W oskarżeniu publicznym to prokuratura decyduje o tym, czy postępowanie będzie wszczęte, a nie osoba pozywająca. Prezydent może więc nawet nie wiedzieć o akcie oskarżenia. Ktoś jednak musi zgłosić przestępstwo, żeby prokuratura mogła się tym zająć - stwierdziła cytowana przez "Wyborczą" prawniczka Dominika Bychawska-Siniarska. Różnica pomiędzy publicznym znieważeniem prezydenta a prywatnym pozwem o znieważenie polega na tym, że za publiczne pozwy płaci państwo. Jak zauważa ekspertka, w takich sprawach kara to zwykle grzywna lub ograniczenie wolności w postaci np. prac społecznych. Przekaż 1 proc. na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ