I tylko diety żal...
Immunitet, diety, darmowe przejazdy, luksusowa lecznica - posłowie, którzy nie zostaną ponownie wybrani do Sejmu, będą mieli czego żałować.
Właśnie kończy się ostatnie posiedzenie Sejmu tej kadencji. Parlamentarzyści powoli rozjeżdżają się do domów i zaczynają wakacje. Wynagrodzenie będą jednak dostawać jeszcze przez pół roku. W sierpniu, we wrześniu oraz w październiku każdy poseł i senator dostanie pensję oraz środki na utrzymanie biura. Bo choć wybory parlamentarne odbędą się 25 września, kadencja Sejmu kończy się dopiero z dniem inauguracji nowego parlamentu, a ta odbywa się mniej więcej miesiąc po wyborach.
Ci, którym nie uda się dostać do nowego parlamentu, otrzymają trzymiesięczne odprawy po 27 tys. złotych brutto, liczone od dnia zakończenia tej kadencji. Odpraw nie dostaną wybrani na następną kadencję. Ale ci bynajmniej nie mają powodów do smutku - przed nimi przecież czteroletni okres wyjątkowych przywilejów.
Uposażenie posła
Bycie posłem się opłaca - przyznają sami zainteresowani. Nawet ci, którzy biorą bezpłatny urlop w dotychczasowym miejscu pracy zawodowej, by skupić się wyłącznie na zajęciach na Wiejskiej, zwykle sporo zyskują. Wystarczy zajrzeć do oświadczeń majątkowych parlamentarzystów dostępnych na stronie internetowej Sejmu z początku i końca kadencji.
Miesięczna pensja posła to 9249 zł, plus nieopodatkowana dieta 2300 zł. Dniówka posła z jego uposażenia wynosi ok. 300 zł, a z diety - ok. 72 zł. Zależnie od sprawowanej funkcji parlamentarzysta otrzymuje również dodatek (np. za szefowanie jakiejś komisji). Na koniec roku wypłaca mu się jeszcze uposażenie dodatkowe - "trzynastkę". Ponadto Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora przewiduje, że każdy parlamentarzysta otrzymuje miesięcznie 10 tys. zł na utrzymanie i prowadzenie biura. Za tę kwotę poseł musi opłacić m.in. najem lokali, w których ulokował biura, czynsz, media i pensje zatrudnionych pracowników. Sprzęt biurowy - kserokopiarkę, faks, komputer z drukarką i modemem otrzymuje z Sejmu bezpłatnie na czas kadencji.
W mijającej kadencji byli jednak posłowie, którzy na biura wynajmowali swoje mieszkania, zaś jako asystentów i dyrektorów zatrudniali członków rodziny. Dużą część środków parlamentarzystów pochłaniały telefony i benzyna, za którą senatorowie nie muszą przedstawiać konkretnych rachunków. Do rozliczenia z Kancelarią wystarczy jedynie ich pisemne oświadczenie, ile kilometrów przejechali - powiedziano nam w biurze prasowym Kancelarii Senatu. Nieco inaczej jest w Sejmie - 22 lipca ub. roku wprowadzono obowiązek wypełniania druków dokumentujących przejazdy posłów i pracowników ich biur w ramach miesięcznego limitu 3500 km. Przyczyniła się do tego krytyka poczynań posłów w mediach.
Pod ochroną immunitetu
Poseł ma dwa szczególne prawne przywileje, ściśle ze sobą związane: nietykalność i immunitet. Nietykalność polega na tym, że poseł nie może być aresztowany ani zatrzymany bez zgody Sejmu, z wyjątkiem zatrzymania na gorącym uczynku w czasie popełniania przestępstwa. Immunitet poselski oznacza natomiast , że przeciwko posłowi bez zgody Sejmu nie może być prowadzone postępowanie karne. O tym, czy uchylić posłowi immunitet, decyduje cały Sejm w głosowaniu. W praktyce immunitet zapewnia właściwie bezkarność.
W mijającej kadencji posłowie ustanowili niechlubny rekord - aż 6,5 procent parlamentarzystów jest ściganych. Do Sejmu trafiły 62 wnioski o uchylenie immunitetu. 15 immunitetów już uchylono. W wielu przypadkach immunitet chronił parlamentarzystów przed odpowiedzialnością za jazdę po pijanemu.
Są jednak i poważniejsze grzechy - Andrzej Pęczak, były baron SLD, jako pierwszy w historii III RP poseł wykonywał swój mandat zza krat. Dieta poselska trafia wówczas na konto depozytowe aresztu. Według prokuratury Pęczak wziął wiosną ubiegłego roku jako łapówkę luksusowego mercedesa od znanego lobbysty Marka Dochnala. W zamian pomagał Dochnalowi pracującemu dla rosyjskich firm w korzystnym dlań przebiegu przetargu na zakłady energetyczne z grupy G-8.
Darmowe przejazdy
O wydatki związane z podróżami do stolicy czy innymi służbowymi wyjazdami posłowie też nie muszą się martwić. Mają bowiem prawo do darmowych lotów samolotami oraz przejazdów koleją - oczywiście I klasą - i chętnie z niego korzystają. Parlamentarzysta ma prawo wydać także do 7,6 tys. zł na hotele. Za odpłatnością 30 proc. kosztów może zamieszkać w Domu Poselskim albo wynająć mieszkanie w stolicy; z Kancelarii Sejmu dostanie wtedy zwrot 70 proc. wydatków.
Tylko w ubiegłym roku bilety lotnicze na zagraniczne wojaże naszych parlamentarzystów kosztowały podatników 4,5 mln zł. Posłowie i senatorowie tak przyzwyczaili się do komfortowych warunków podróżowania, że niektórzy z nich nawet na obrady Sejmu latali samolotem.
Tanie pożyczki
W czasie posłowania dobrze zaplanować kupno, budowę lub remont domu bądź mieszkania i skorzystać przy tym z tanich pożyczek mieszkaniowych z Sejmu. Każdy poseł może pożyczyć (zaledwie na 4 proc. w stosunku rocznym!) 15 tys. zł na zakup mieszkania lub 10 tys. zł na inne cele mieszkaniowe. Oprocentowanie jest trzykrotnie niższe niż w przeciętnym banku, nie ma dodatkowych prowizji czy opłat, a i formalności nie są tak skomplikowane. Na spłatę pożyczki posłowie mają dwa lata.
Parlamentarzystów kończącej się kadencji ogarnęła pożyczkowa epidemia - na liście dłużników znalazło się bowiem aż 246 posłów. Jeśli wierzyć ich deklaracjom, to co drugi z nich buduje, kupuje albo remontuje dom czy mieszkanie.
Luksusowa lecznica
Poseł otoczony jest też troskliwą opieką medyczną. Do lipca ubiegłego roku zarówno parlamentarzystom jak i ich rodzinom przysługiwały specjalne przywileje zdrowotne. Otwarte są dla nich drzwi poliklinik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w całym kraju. Bez kolejek i bez nerwów posłowie mogli trafić pod opiekę najlepszych lekarzy w luksusowej rządowej lecznicy. Wprawdzie Sejm odebrał im formalnie te przywileje, ale od stycznia posłowie - już bez swoich rodzin - mogą korzystać z "przychodni przyzakładowej", czyli... tej samej lecznicy rządowej. Ponadto w Domu Poselskim w dni obrad Sejmu zawsze dyżuruje lekarz. Nad zdrowiem parlamentarzystów przez cały czas czuwa też lekarz w karetce "R". Nic dziwnego, że nawet kandydujący w wyborach prezydenckich, jak Andrzej Lepper z Samoobrony, "na wszelki wypadek" wpisali swe nazwiska także na listy kandydatów do Sejmu.
INTERIA.PL/PAP