Gra w trzy bloki
Platforma Obywatelska zdobywa duże miasta, w sejmikach województw batalia nierozstrzygnięta, bo Prawo i Sprawiedliwość zyskuje dzięki blokowaniu list, w powiatach i mniejszych gminach jest bardziej kolorowo i lokalnie. Na trzecią siłę tak w miastach jak i w sejmikach wyrosła centrolewica, ale w wielu regionach godny uznania jest wynik PSL. Prawie każdy więc może ogłosić sukces w tych wyborach.
Dzięki wielkiej przewadze w radach największych miast sukces prestiżowy niewątpliwie przypada PO, a największymi przegranymi są Liga Polskich Rodzin i Samoobrona. Jednak kwestia, kto naprawdę odniósł zwycięstwo, będzie długo jeszcze przedmiotem politycznych sporów i interpretacji. Zwłaszcza że w kilku ważnych dużych miastach czeka nas druga tura, a w mniejszych gminach czy w powiatach trzeba będzie dopiero rozszyfrowywać, kto kryje się pod różnymi nazwami komitetów. Największymi zwycięzcami okazali się ci, na których od dawna stawiano: prezydenci dużych miast, którzy wyborczą próbę przeszli już w pierwszej turze: Roman Dutkiewicz we Wrocławiu, który zbliżył się do 90 proc. poparcia, Wojciech Szczurek cieszący się niewiele mniejszym uznaniem w Gdyni, Tadeusz Ferenc w Rzeszowie, Paweł Adamowicz w Gdańsku, Piotr Uszok w Katowicach, Michał Zaleski w Toruniu, Wojciech Lubawski w Kielcach, Ryszard Zembaczyński w Opolu.
O większości z nich mówi się kandydaci niezależni, choć mają swoje wyraźne afiliacje polityczne. Dutkiewicz, bardziej niegdyś związany z PO, był wspólnym kandydatem PO i PiS, Ferenc wywodzi się z SLD, ale nieco się zdystansował od swej partii, Zaleski w poprzednich wyborach był popierany przez Stowarzyszenie Ordynacka, Jacek Karnowski w Sopocie należy do PO, choć nie ukrywa swego krytycznego stosunku do niektórych działań swej partii, Zembaczyński od poprzedniej kadencji związany jest z PO.
Okazuje się więc, że polityczna przynależność nie ma znaczenia, gdy prezydent miasta sprawdza się w działaniu. Jednym z najciekawszych przypadków jest Gorzów Wielkopolski, gdzie wywodzący się z lewicy Tadeusz Jędrzejczak, na dodatek część kadencji rządzący zza krat aresztu, wygrał mimo desperackiej akcji ugrupowań prawicowych. Sam Jan Rokita specjalnie jeździł do tego miasta, by wręcz błagać wyborców o niedopuszczenie do kompromitacji. Jak się okazuje, wyborcy bardziej wierzyli kwalifikacjom prezydenta niż prokuratorowi.
Polityka