Do sądu trafił akt oskarżenia w tej sprawie. To właśnie Janusz G., boss stołecznego półświatka, miał stworzyć korupcyjny układ w ministerstwie finansów i odgrywał ważną rolę w tzw. układzie warszawskim. - Skierowaliśmy do sądu akt oskarżenia m.in. przeciwko Januszowi G. Został on oskarżony o kierowanie zabójstwem Piotra G. a także o wręczenie korzyści majątkowej w zamian za czynność sprzeczną z prawem - powiedział portalowi tvp.info prok. Szymon Liszewski, naczelnik wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji warszawskiej prokuratury apelacyjnej. Zarzut korupcyjny dotyczy skorumpowania funkcjonariusza komendy stołecznej policji. W zamian za wysoką łapówkę gangster dostał pozwolenie na broń. Tymczasem od lat figurował w policyjnych kartotekach jako szczególnie niebezpieczny, związany z handlem przerabianym paliwem, narkotykami i wymuszeniami haraczy. Gangster załatwił sobie broń dzięki pomocy emerytowanego oficera z klubu strzeleckiego stołecznej Legii. Według ustaleń śledczych, Janusz G. uchodzący za biznesmena, w rzeczywistości był kluczową postacią spajającą biznes i mafię, posiadającą rozległe koneksje w stołecznym magistracie, wśród biznesmenów, a także wśród funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości i służb specjalnych. Z zeznań świadków wynika, że to "Graf" nakazał swoim ludziom zlikwidowanie "cudownego dziecka" polskiej giełdy - Piotra Głowali. Ten ostatni zarabiał miliony na parkiecie, ale wdał się w szemrane interesy i trafił do więzienia. Tam miał poznać Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie. Piotr Głowala miał ogromną wiedzę o interesach giełdowych ludzi związanych ze służbami specjalnymi i mafią. Zginął 25 maja 2005 r. w dniu, w którym odebrał na Śląsku ważne dokumenty dotyczące rzekomych przekrętów w Narodowych Funduszach Inwestycyjnych. Bandyci zadali mu kilka ciosów w szyję samurajskim mieczem. Dobili mocnym uderzeniem w głowę. Wcześniej Głowala, na polecenie Wieczerzaka odwiedził Janusza Lazarowicza (byłego szefa XIV NFI, obecnie ukrywającego się w RPA). Rzekomo domagał się zwrotu pieniędzy i stanowiska dla byłego prezesa PZU Życie. Podczas kłótni Lazarowicz ostrzegł Głowalę: "pan kopie sobie grób". Niedługo potem inwestor został zamordowany. Z zeznań jednego ze świadków koronnych wynika, że Janusz Lazarowicz robił interesy z "Grafem". Razem przejmowali różne spółki i inwestowali w nieruchomości. Wiedza Głowali była niebezpieczna dla obu wspólników, więc zapadła decyzja o uciszeniu inwestora. Pod koniec 2005 r. Janusz G. zaczął sprzedawać większość swojego majątku. Z ustaleń CBŚ wynika, że planował uciec do Izraela przez Wielką Brytanię. - Miał mu w tym pomóc mieszkający tam Lazarowicz. Teraz były prezes NFI jest poszukiwany listem gończym. Twierdzi, że został w sprawę wrobiony, ale mamy mocne dowody przeciwko niemu - opowiada oficer CBŚ. Janusz G. został zatrzymany w grudniu 2005 r. Podobno boss planował szantażować biznesmenów i polityków, na których jego ludzie przez lata zbierali haki. Janusz G. odpowiada także przed sądem za kierowanie gangiem oszustów, wyłudzenia na wiele milionów zł oraz handel narkotykami. Rozpracowując go policjanci wpadli na trop afery w ministerstwie finansów (skorumpowani urzędnicy umorzyli zaległości podatkowe m.in. Henrykowi Stokłosie i Rudolfowi Skowrońskiemu). W kwietniu 2007 r. do Sądu Rejonowego dla Warszawa- Śródmieście trafił akt oskarżenia przeciwko siedmiu osobom, w tym trojgu byłych pracowników ministerstwa m.in. byłego szefa departamentu podatków bezpośrednich i byłą naczelnik wydziału w resorcie. Największa jednorazowa łapówka sięgała 100 tys. zł; a wśród "prezentów" znalazło się np. volvo. Janusz G. miał także odegrać ważną rolę w tzw. układzie warszawskim. Dzięki swoim kontaktom załatwiał różnym gangsterom atrakcyjne nieruchomości, sam też spekulował gruntami w stolicy. Rafał Pasztelański