Jos B. pojawił się w Polsce na przełomie 2002-2003 roku i nawiązał kontakt z jednym z krakowskich szczepów. Mówił, że podróżuje rowerem po Europie, jest holenderskim skautem i instruktorem w zakresie technik survivalu i bushcraftu. Nie przedstawiał jednak żadnych dokumentów, które mogłyby potwierdzić jego słowa. Jak mówią w harcerskim środowisku, miał dużą wiedzę w tym zakresie, przyjazne usposobienie i mundur holenderskiego skauta. Wszystko wskazuje na to, że zaufano słowom i wrażeniu, jakie robił. - To jest największy problem w tej sprawie - słyszymy w środowisku harcerzy. Od 2003 roku mężczyzna regularnie wyjeżdżał z zaprzyjaźnionym krakowskim szczepem na kilkutygodniowe letnie obozy harcerskie, na których - jak informuje nas centrala ZHP - "prowadził zajęcia". Średnio dwa razy do roku przyjeżdżał też na ich biwaki - krótsze weekendowe wyjazdy harcerzy. Prowadził dla nich zajęcia na zbiórkach harcerskich. Ostatni raz na obozie pojawił się w 2017 roku. Jak się dowiadujemy, na obozach harcerskich najczęściej przebywał w męskim podobozie, czyli chłopców z klas 4-6. Zwykle mieszkał w namiocie z kadrą, czasami rozbijał swój własny namiot. Nie był skautem B. przez 15 lat regularnie uczestniczył w obozach z dziećmi i młodzieżą, ale - jak się dowiadujemy - przez te wszystkie lata nikt nie skontaktował się z holenderskimi skautami, by zasięgnąć informacji na jego temat. Z naszych informacji wynika też, że krakowscy harcerze sami nie sprawdzili, z kim mają do czynienia, nie zgłosili też wtedy ani później Josa B. centrali związku, która utrzymuje kontakty z zagranicznymi organizacjami w ruchu skautowskim. Dlaczego? - Z perspektywy czasu widzimy, że gdyby te kilkanaście lat temu sprawdzono w organizacji holenderskiej status Josa B., wiedzielibyśmy, że zrezygnował z członkostwa w skautingu. Dzisiaj możemy tylko spekulować, jak ta informacja wpłynęłaby na decyzję małopolskiego szczepu o podjęciu współpracy z B. - przyznaje w rozmowie z Interią rzeczniczka ZHP Martyna Kowacka. Jak słyszymy od krakowskich harcerzy, wszystko wskazuje na to, że raz mu zaufano i potem nikt nie próbował weryfikować jego osoby. - W tym środowisku harcerskim przez te piętnaście lat odbywała się rotacja, zmieniali się drużynowi i kadra. Jedni odchodzili, drudzy przychodzili. Nie zadziałała pamięć organizacyjna. Następcy w dobrej wierze sądzili, że Jos B. został już zweryfikowany wcześniej - przyznaje Interii rzeczniczka ZHP. Znika ślad "instruktora" Nie do końca jasny jest charakter, w jakim Jos B. przebywał na wszystkich harcerskich wyjazdach. Jeszcze kilka dni temu na stronie ZHP znajdowała się informacja z 2010 r. o seminarium z udziałem B. Mężczyzna był tam przedstawiony jako "instruktor z Holandii". "W dniach 16-17 października w Krakowie odbyło się III Seminarium szczepowych. Wzięło w nim udział ok. 35 instruktorów z 9 chorągwi oraz instruktor z Holandii - J.B. (tu pełne imię i nazwisko - przyp. red.)" - napisano. Jako jedyny instruktor został wówczas wymieniony z imienia i nazwiska. - Być może lepiej wyglądało chwalenie się obecnością zagranicznego instruktora niż po prostu skauta - słyszymy w szeregach krakowskiego ZHP. Gdy o sprawie zaczęły informować media polskie i holenderskie, ZHP usunęło z artykułu informację na temat Holendra oraz fotografię przedstawiającą go w towarzystwie polskich harcerzy. - Na zdjęciu wykonanym w bliskim planie wyraźnie widoczne były także twarze innych osób. Zdjęcie zostało zablokowane, ponieważ część redakcji wykorzystywało je do ilustrowania artykułów bez zamazania twarzy innych osób, na co nie ma zgody z naszej strony - tłumaczy zdarzenie Martyna Kowacka. Kim był: instruktorem, gościem? Ze strony ZHP usunięto też wzmiankę, gdzie B. figurował jako "instruktor". Dlaczego w ogóle przedstawiono go w ten sposób? "Instruktor to nie funkcja - instruktor to określenie osoby, która posiada tzw. stopień instruktorski. Jos B. był instruktorem z Holandii - jest to tożsame z określeniem skaut z Holandii" - tłumaczy rzeczniczka. Jednocześnie zapewnia, że Jos B. nie wykonywał w Polsce zadań instruktora-wychowawcy harcerskiego - nie sprawował opieki nad dziećmi. Prowadził jednak - w towarzystwie opiekunów ZHP - zajęcia dla dzieci. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi od Małopolskiego Kuratora Oświaty, czy Jos B. znajdował się na listach uczestników wyjazdów harcerskich w latach 2003-2017. Kiedy pytamy rodziców i harcerzy, jak przedstawiano go w środowisku, mówią, że jako "zaproszonego gościa z Holandii" i "instruktora w zakresie survivalu". Jos, jako gość, nie musiał przedstawiać zaświadczenia o niekaralności, ani posiadanych uprawnieniach - ten obowiązek wprowadzono względem wychowawców i kierowników wypoczynku. "Nie ma ogólnej definicji statusu gościa obozu" - słyszymy w centrali ZHP. Gościem obozu mógł być w zasadzie każdy? Holenderski "gość" mordercą? Temat Josa B. rozpala holenderską opinię publiczną za sprawą morderstwa sprzed 20 lat. 10 sierpnia 1998 roku w Limburgii na południu Holandii 11-letni Nicky Verstappen zniknął bez śladu. Była to druga noc letniego obozu, na który wyjechał razem z 36 innymi dziećmi. Ostatni raz był widziany przez swojego kolegę z namiotu pomiędzy godz. 5 a 6 rano. Ciało chłopca odnaleziono następnego dnia wieczorem w małym, sosnowym lesie, oddalonym o ponad kilometr od obozu. Z relacji holenderskich mediów wynika, że 11-latek był nagi od pasa w górę, a na jego ciele znajdowały się ślady napaści seksualnej. Jednym z niewielu dowodów w sprawie było DNA odkryte na ubraniu Nicky'ego. Sprawca zbrodni to od ponad dwóch dekad jeden z najbardziej poszukiwanych przez holenderskie władze przestępców. W ubiegłą niedzielę, 26 sierpnia, pod zarzutem dokonania zbrodni sprzed 20 lat, zatrzymano w Hiszpanii Josa B. Mężczyzna został aresztowany i czeka obecnie na ekstradycję do Holandii. Jolanta Kamińska, Justyna Mastalerz Masz informacje w tej sprawie, napisz na adres: jolanta.kaminska@firma.interia.pl