Pierwszy Marsz Równości przeszedł w sobotę po południu ulicami miasta pod hasłem "Białystok domem dla wszystkich". Przejście uczestników marszu kilkakrotnie próbowali zablokować kontrmanifestanci, policja musiała użyć gazu. W stronę uczestników rzucano kamieniami, petardami, jajkami i butelkami, wykrzykiwano też obraźliwe słowa. "Tego typu marsze, wywoływane przez środowiska próbujące forsować niestandardowe zachowania seksualne, budzą ogromny opór (...) na Podlasiu, ale także w innych częściach Polski" - powiedział TVN24 Piontkowski. "W związku z tym warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane. To powoduje zamieszki, może powodować zagrożenie zdrowia wielu przygodnych obywateli i trzeba się poważnie zastanowić, w jaki sposób rozwiązać ten problem" - dodał. Starcia podczas marszu w Białymstoku W niedzielę rano wiceszef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Jarosław Zieliński informował na Twitterze, że w związku z wydarzeniami w Białymstoku zatrzymano 25 chuliganów, którym przedstawiono zarzuty. Jak doprecyzował rzecznik podlaskiej policji nadkom. Tomasz Krupa, zatrzymano 21 sprawców wykroczeń, z czego 19 ukarano mandatami, a przeciw dwóm osobom skierowano wnioski o ukaranie do sądu. Dodał, że kolejnych czterech zatrzymanych to sprawcy przestępstw. Pierwszy Marsz Równości w Białymstoku od początku wzbudzał emocje. Na dzień marszu zgłoszono w białostockim magistracie ponad 70 zgromadzeń, ostatecznie odbyło się kilka. Marsz ruszył z placu NZS, gdzie kilkanaście godzin przed marszem rozpoczęło się czuwanie przy sąsiadującym z placem pomnikiem Bohaterów Ziemi Białostockiej, do tego zgromadzenia dołączyli też licznie kibice, którzy chwilę przed marszem mieli swoją manifestację przy tym placu. Jeszcze przed marszem dochodziło do słownych utarczek między uczestnikami a kontrmanifestantami. Kontrmanifestanci szli po obu stronach marszu przez cały czas, odgradzał ich kordon policji. Kilka razy próbowano zablokować marsz, kontrmanifestanci stawali na przejściach dla pieszych i na skrzyżowaniach. Do najpoważniejszego incydentu - w ocenie policji - doszło przy białostockiej katedrze, tam próbowano blokować marsz, siadając na całej szerokości ulicy i placu z hasłem "Normalna rodzina=chłopak+dziewczyna", a w stronę policjantów rzucano kamieniami i butelkami, funkcjonariusze musieli użyć środków przymusu. W niedzielę po południu funkcjonariusze podlaskiej policji zaczęli publikować wizerunki osób, które są podejrzane, m.in. o udział w pobiciu 14-latka oraz blokowanie ulic. Liczne słowa krytyki Do sobotnich wydarzeń odniosła się szefowa MSWiA Elżbieta Witek, która na Twitterze napisała, że nie było przyzwolenia na chuligańskie zachowania, a każda osoba dopuszczająca się łamania prawa musi liczyć się z konsekwencjami. W niedzielę rzecznik KEP ks. Paweł Rytel-Andrianik napisał, iż przemoc i pogarda w żadnym przypadku nie mogą być usprawiedliwiane i akceptowane. Zaś Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar wyraził nadzieję w mediach społecznościowych, że policja przy wsparciu MSWiA szybko zidentyfikuje sprawców ataku. Były premier Donald Tusk, odnosząc się do tych zajść, napisał w niedzielę na Twitterze: "Kibole, antysemici, homofobia - nic nowego. Tragedią jest władza, która jest ich patronem. Wszyscy przyzwoici Polacy, niezależnie od poglądów, muszą powiedzieć: dość przemocy!". W reakcji na sobotnie zajścia w Białymstoku swój "Marsz przeciw przemocy" planuje na najbliższą sobotę w Białymstoku Lewica Razem, SLD i Wiosna, co ogłosili liderzy tych partii w niedzielę na konferencji prasowej przed Sejmem.