Okazuje się, że syndyk niewłaściwie składował materiały wybuchowe; kilkadziesiąt ton leży w zwykłych budynkach, tuż za niewysokim murem. Dopóki nie zostaną wywiezione, mieszkańcy będą żyć obok tykającej bomby. - Gdyby to wszystko eksplodowało, zagrożona byłaby jedna trzecia mieszkańców - mówi burmistrz Pionek Marek Janeczek. To głównie zagrożenie dla pobliskiej szkoły podstawowej i osiedli mieszkaniowych. Biegły z prokuratury potwierdził niewłaściwe przechowywanie ładunków, ale śledztwa nie było. Teraz gdy zmieniono syndyka, jest szansa, by mieszkańcy poczuli się bezpieczniej.