Artykuł na temat domniemanego, nieodpowiedniego zachowania ze strony redaktora naczelnego magazynu "Press" wobec pracowników ukazał się w czwartek. Afera w "Press". Andrzej Skworz oskarżany przez byłych pracowników Na łamach "Dużego Formatu" Katarzyna Włodkowska, jak podkreśla, opisała relacje około 40 byłych pracowników dwumiesięcznika oraz ich współpracę z Andrzejem Skworzem. Wśród zaprezentowanych opinii znaczna większość wskazuje na negatywne działania redaktora naczelnego "Press". Chodzi m.in. o obrażanie pracowników, umniejszanie ich kompetencjom, a także negatywny wpływ na stan psychiczny niektórych osób. "Jak mu się coś nie podoba, karze milczeniem. A nie podoba mu się wiele, choćby to, że lampka na biurku za długo świeci albo w koszu jest za dużo śmieci. Nigdy nie miał oporów, żeby dzwonić w weekend" - twierdzi jedna z byłych redaktorek "Press", która w magazynie miała przepracować około 15 lat. "Kiedyś powiedział: A teraz odliczam od 1 do 10. Aż się rozryczysz i wyjdziesz. Dziesięć, dziewięć, osiem - oczka już szkliste? Siedem, sześć, pięć - jeszcze się trzymasz? Doliczę do jednego i cię tu nie będzie. Cztery, trzy, dwa, jeden - jednak się nie rozpłakałaś?" - mówi inna kobieta, wspominając, że przez okres pracy w magazynie pogorszyło się jej zdrowie psychiczne. W tekście Włodkowskiej pojawiają się też relacje osób, które zdecydowały się na rozmowę pod nazwiskiem. Jednym z takich rozmówców jest Jan Rakoczy, który w "Press" pracował między 2018 a 2021 rokiem. "W marcu 2020 zdegradował mnie, bo nie chciałem grillować dziennikarzy, którzy z powodu pandemii utknęli na sponsorowanym wyjeździe w Hiszpanii. Po pewnym czasie znów się spięliśmy. Zadzwonił wieczorem, popłynął. Wyzywał mnie, żebym nie myślał, że 'skoro mnie jeszcze nie wyp*****lił, to tego nie zrobi'. Rozłączyłem się. Znów zadzwonił i ponownie zagroził, że mnie 'wyp*****li'" - czytamy. "Press" a Andrzej Skworz. Zastrzeżenia ws. etyki dziennikarskiej Po publikacji artykułu w sprawie redaktora naczelnego "Press" pojawiły się też doniesienia o problemach związanych z etyką zawodową. Dziennikarz Wirtualnej Polski Patryk Słowik zamieścił na Twitterze wpis, do którego dołączył screen swojej odpowiedzi na "wytyczne", jakie miał otrzymać przed przeprowadzeniem wywiadu z Dominiką Długosz. Słowik wyraził w swojej wiadomości wątpliwość, czy połowa pytań do rozmówczyni powinna dotyczyć jej współpracy z Polsatem i Dorotą Gawryluk. "Potem od kilku osób usłyszałem, że podobno 'jestem trudny we współpracy' i 'narażam na kłopoty'" - napisał na Twitterze. Wątpliwości dotyczące tej natury pojawiły się także w samym tekście Włodkowskiej. Przeczytać możemy m.in. relację dziennikarki, która w "Press" przepracowała trzy miesiące. W jej opinii Andrzej Skworz miał oczekiwać artykułów z wypowiedziami, potwierdzającymi wskazaną im wcześniej tezę. Gdy działo się inaczej, redaktor naczelny miał reagować agresją słowną. "O godzinie 20, kiedy pakowaliśmy się już do domów, zmieszał mnie z błotem. Popłakałam się. Potem miał pretensje, że nikt go nie uprzedził o mojej 'cienkiej skórze'. Nie jestem delikatna. To jego agresja mnie zmiotła" - czytamy. Afera w "Press". Andrzej Skworz odpowiada na zarzuty Do artykułu i 13 pytań, które Włodkowska miała wysłać do Andrzeja Skworza w czwartek przed południem odniósł się sam zainteresowany. Dziennikarz odpowiedział m.in. na oskarżenia o to, że wobec byłych pracowników miał stosować inwektywy takie jak "kretyn", czy też "idiota". "Praca w mediach to ciągły stres, więc mogłem użyć takich słów np. w kwietniu 2019 roku, gdy na dwa dni przed wysłaniem "Press" do drukarni straciliśmy materiał okładkowy. Na sesję fotograficzną z Katarzyną Włodkowską wydaliśmy około 5 tysięcy złotych. Kolejne pieniądze poszły na delegację mojej zastępczyni na wywiad w Gdańsku. Niestety, zamiast odesłać nam autoryzację wywiadu, dziennikarka przysłała cały tekst napisany na nowo" - czytamy. O tym, że redakcja "Press" sugeruje, że artykuł Katarzyny Włodkowskiej jest efektem "konfliktu interesów", możemy przeczytać w tekście umieszczonym w "Dużym Formacie". Dziennikarka zaznaczyła, że gdy kierownictwo magazynu dowiedziało się, że szykuje tekst, do naczelnych "Gazety Wyborczej" miała dzwonić Weronika Mirowska z Fundacji Grand Press. Dalej w odpowiedzi na tekst Włodkowskiej Andrzej Skworz podkreśla, że przez 27 lat wydawania magazynu żaden z podwładnych nie zgłosił mu ani redaktorom problemów psychicznych. - Bywało, że zgłaszano się z problemami fizycznymi, wtedy pomagaliśmy, załatwialiśmy specjalistów, odwiedzaliśmy w szpitalu - czytamy. Jednocześnie Skworz przyznał, że pojawił się jeden zarzut dotyczący nieprawidłowego zachowania w stosunku do jednego z pracowników. - W nerwach dziennikarz krzyczał na korytarzu o rzekomym mobbingu. Poproszony o pisemne zgłoszenie wycofał się. Mobbingu nie zgłosił, zespół nie powstał - stwierdził. Redaktor naczelny "Press" zaznaczył również, że nigdy, w czasie spotkania z nim, żaden z pracowników się nie rozpłakał. - Ale jeśli tak było, to mi przykro. W życiu zatrudniłem pewnie ponad 500 osób, ponad sto musiałem zwolnić. To trudna praca, bo twórcza - podkreślił.