Agnieszka jest singielką. Pracuje w budżetówce. Zarabia niecałe 4 tys. zł na rękę. - Nie mam dzieci, więc nie łapię się na 500 plus, Dobry Start, ani żaden rodzinny kapitał opiekuńczy. Nie mam partnera, więc do rachunków nikt mi się nie dokłada. Dodatku węglowego też nie dostanę, bo mieszkam w bloku. Wakacje kredytowe? Nie przysługują, bo mam kredyt, ale we frankach. W tamtym miesiącu moja rata wyniosła prawie 2,5 tys. zł - wylicza Agnieszka. Kiedy doliczy do tego 500 zł czynszu, rachunek za prąd, telefon i koszty paliwa, na życie zostaje jej niewiele ponad 500 zł. - 16 zł dziennie - wylicza 32-latka. Kilka dni temu poszła do ośrodka pomocy społecznej z zapytaniem, czy może liczyć na jakieś wsparcie. Szybko sprowadzono ją na ziemię. Statystyka ma się dobrze. Rzeczywistość nieco gorzej Kiedy pytam w ośrodkach pomocy społecznej, czy urzędnicy zauważyli wzrost liczby potrzebujących, rozmowę zaczynamy od statystki. Pozornie optymistycznej. - Z danych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rudzie Śląskiej wynika, iż liczba osób korzystających z zasiłków pomocy społecznej w 2021 roku jest porównywalna do tej z 2022 roku - mówi Interii Karina Kaczyńska, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rudzie Śląskiej. Podobne informacje płyną z Bydgoszczy, Łodzi czy Katowic. Problem ze związaniem końca z końcem widać jednak poza tabelami. - W statystykach nie ma tych, którzy pytają nas, pracowników socjalnych, czy mają w ogóle po co przyjść - mówi Interii Magdalena. Kobieta jest pracownikiem socjalnym z wieloletnim stażem. Jak podkreśla, ostatnio zapytań o możliwe formy pomocy dostaje coraz więcej. - Przychodzą, pytają. Tacy, którzy całe życie pracują i wcześniej z pomocy społecznej nie korzystali. Ostatnio dzwoniła do mnie siostra jednej z naszych podopiecznych. Zarabiają z mężem najniższą krajową, ale przestało wystarczać. Płakała, że po opłaceniu kredytu, czynszu i rachunków, zostają im na życie grosze. Co mogę jej zaproponować? Nic - opowiada Magdalena. Kryterium dochodowe nie rośnie razem z inflacją. "Nie każdy otrzyma pomoc" Na drodze stoją kryteria dochodowe. A te nie poszybowały w górę razem z inflacją. I nie uwzględniają coraz wyższych rachunków. - Żeby skorzystać z większości naszych świadczeń nie może zostać przekroczone podstawowe kryterium dochodowe, które wynosi obecnie: 776 zł dla osoby samotnie gospodarującej oraz 600 zł dla osoby w rodzinie - tłumaczy Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak, rzecznik prasowy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi. Nowe kryteria dochodowe weszły w życie 1 stycznia 2022 roku. Podlegają weryfikacji co trzy lata. - Tyle że od stycznia do góry poszły ceny wszystkiego - podkreśla Agnieszka. - Za swoją pensję mogłam przeżyć. Teraz wegetuję. Większego znaczenia to jednak nie ma. - Nie odliczamy od sytuacji dochodowej płatności za należności kredytowe czy alimenty. Czyli jeśli osoba ma 3,5 tys. zł, a płaci 2,5 tys. zł raty kredytu i w rzeczywistości na rękę zostaje jej 1 tys. zł, to dla nas ona w dalszym ciągu ma 3,5 tys. - mówi Marta Frankowska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy. - To prawda, że życie od stycznia bardzo się zmieniło. Ale tego ustawodawca pod uwagę nie wziął. Kryterium nie zmienia się w zależności od inflacji czy stóp procentowych - dodaje rzecznik bydgoskiego MOPS-u. W szczególnie uzasadnionych przypadkach, gdy dochody przekraczają kryterium określone w ustawie, może być przyznany specjalny zasiłek celowy. Tu jednak też jest pewne "ale". - Wymóg występowania szczególnych okoliczności dotyczy m.in. zdarzeń losowych. Może nim być na przykład wypadek nagle uniemożliwiający zarobkowanie czy pożar domu - mówi Olga Dargiel z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Częstochowie. Galopująca inflacja takim zdarzeniem nie jest. - Reasumując, nie każda osoba, która w chwili obecnej ma trudności finansowe wynikające m.in. z dużej inflacji, wzrostu raty kredytu bądź czynszu, kwalifikuje się do otrzymania pomocy finansowej na podstawie ustawy o pomocy społecznej - zaznacza Agata Mryc, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Katowicach. Potrzebujących będzie przybywać. „Lodówka społeczna pustoszeje w pół godziny” W Łodzi, chociaż statystycznie jest tak, jak było, różnicę w zubożeniu mieszkańców urzędnicy MOPS-u widzą po stojącej obok głównej siedziby ośrodka miejskiej lodówce społecznej. - Jeszcze do niedawna lodówka potrafiła stać wypełniona przez pół dnia, a czasem nawet dłużej. Teraz jedzenie potrafi zniknąć z niej w ciągu zaledwie pół godziny - przyznaje Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak, rzecznik prasowy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi. Rzeczniczka nie ma wątpliwości, że w najbliższym czasie sytuacja raczej się nie poprawi. Polacy odczuwają kryzys coraz mocniej. - Większość łodzian nie narzeka obecnie dlatego, że zarabia mniej niż wcześniej, tylko dlatego, że za tę samą kwotę stać ich na zdecydowanie mniej lub też, że realnie pozostaje im mniejsza kwota do dyspozycji co miesiąc, np. po zapłaceniu raty kredytu, która znacznie wzrosła lub po zakupie opału na zimę, którego ceny poszybowały mocno w górę - mówi Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak. I dodaje: - Spodziewamy się, że w przyszłości będzie przybywało potrzebujących, także takich, którzy po wsparcie ze strony MOPS w Łodzi zgłoszą się po raz pierwszy - dodaje Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak. Tyle że, w wielu przypadkach, dalej mogą się na pomoc państwa nie załapać. Ubożejemy w zawrotnym tempie Wzrost liczby tych, którzy pracują i dotąd sobie radzili, widać także w fundacjach wydających darmowe posiłki, leki czy ubrania. Tu kryteriów dochodowych nie ma. Jest za to coraz więcej potrzebujących. - Problem jest poważny. Właśnie wychodzę do jednej pani, której po prostu nie starcza na życie. Prosi o podstawowe rzeczy. Przyszła wczoraj do nas w sandałach, właśnie niosę jej buty - mówi Katarzyna Tsiantos, prezes Fundacji Kapucyńskiej im. bł. Aniceta Koplińskiego. Zubożenie społeczeństwa widać też w liczbie wydawanych posiłków. - Przed pandemią było ich 300, w trakcie pandemii bywało 1000 albo i więcej, w tej chwili mamy minimum 600. Znowu wzrost. No i dużo przychodzi ludzi ubogich. Wcześniej byli to głównie bezdomni, teraz już nie - dodaje Katarzyna Tsiantos. Do Fundacji Weź Pomóż z Wrocławia po wsparcie w mijającym tygodniu zgłosiło się ponad 5,6 tys. osób. O 500 osób więcej niż w ubiegłym i o 700 więcej niż dwa tygodnie temu. - Dzisiaj po pomoc przychodzą ludzie, którzy są aktywni zawodowo - mówił na antenie TVN24 prezes fundacji Jan Piontek, zachęcając wszystkich do pomocy. - Sytuacja zwyżkowa pojawi się z chwilą nastania miesięcy, kiedy klienci zaczynają opalać mieszkania. Wtedy rokrocznie mamy wzrost beneficjentów, którzy zwracają się z wnioskiem o wsparcie w formie zasiłku celowego na częściowe zabezpieczenie sezonu grzewczego. I rzeczywiście wówczas tych osób jest zdecydowanie więcej - mówi Marta Frankowska, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy. Ale tu znowu na pomoc mogą liczyć tylko najubożsi. - Mam wrażenie, że wszystko przysługuje tym, którzy, przynajmniej formalnie, nic nie mają. Ci, którzy ubodzy stali się dlatego, że wszystko zdrożało, nadal liczyć mogą tylko na siebie - mówi Agnieszka. I dodaje: - Jak słyszę, że każdy Polak otrzyma w tych trudnych czasach pomoc od rządu, to często się zastanawiam, czy tacy jak ja są dla państwa prawdziwymi Polakami. Bo my nie dostajemy nic. Irmina Brachacz Irmina.brachacz@firma.interia.pl