Dr Paweł Grzesiowski: Prawdziwa liczba zakażeń przekroczyła 15 milionów
Epidemia jest w tej chwili w rozkwicie, poza kontrolą. Statystyki są niedoszacowane. Łączna liczba zakażeń koronawirusem od początku pandemii przekroczyła 15 mln, umarło ok. 140 tys. osób - uważa ekspert NRL ds. COVID-19 dr Paweł Grzesiowski. Dodał, że "COVID-19 to nie tylko zero-jedynkowy układ: śmierć lub życie. Wiąże się z wieloma poważnymi powikłaniami, choćby cukrzycą typu 1".
Ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej stwierdził, że trzy tygodnie temu Polska była jeszcze zieloną wyspą, jeśli chodzi o zachorowania. Obecnie liczba dodatnich testów przekroczyła 4 proc., a wskaźnik reprodukcji wirusa 1,5 proc., a to oznacza, że "epidemia jest w rozkwicie i fala jest już poza kontrolą".
- Trzeba się spodziewać, że w następnych tygodniach przekroczymy kolejne granice 15, 20 czy nawet 30 tys. zachorowań dziennie. Wariant delta przenosi się bardzo łatwo i w tej chwili zakaża całe mikropopulacje (...). Jedna osoba może zarazić 8-10 osób - powiedział.
Dr Grzeiowski: Prawdziwa liczba zakażeń przekroczyła 15 milionów
Zaznaczył, że oficjalne statystyki wskazują, że od początku epidemii w Polsce koronawirusem zakaziło się ponad 3 mln osób, zmarło 77 tys. chorych. Jego zdaniem dane te są niedoszacowane. Uważa, że jeśli chodzi o liczbę zachorowań dziennych to niedoszacowanie jest pięciokrotne.
- Szacujemy - również na podstawie seroepidemiologicznych - że prawdziwa liczba zakażeń w Polsce przekroczyła ponad 15 mln, a liczba zgonów około 140 tys. A więc musimy patrzeć na covid nie tak, jakby chciał wirus, byśmy myśleli, że jest to choroba rzadka i rzadko prowadząca do ciężkich powikłań - powiedział dr Grzesiowski.
Przypomniał, że rzeczywista śmiertelność z powodu koronawirusa sięga 1 proc.
Epidemia też - zdaniem dra Grzesiowskiego - nie szerzy się równomiernie, najwięcej zachorowań notuje się na ścianie wschodniej - Lubelszczyzna, Podlasie - i stopniowo przesuwa się ku Mazowszu i na województwa zachodnie.
Dr Grzesiowski prognozuje, że fala, mimo że jest słabsza ze względu na zaszczepienie części osób, utrzyma się do końca tego roku.
- Przed nami kolejne jeszcze 8 tygodni trudnej sytuacji dla placówek medycznych, dla systemu ochrony zdrowia - zaznaczył dr Grzesiowski. Dodał, że do końca roku może być już około 20 tys. zajętych łóżek na około 180 tys. łóżek szpitalnych i 1500 respiratorów.
Czwarta fala. Sytuacja jest katastrofalna
Jego zdaniem ograniczenia powinny być już dawno wprowadzone lokalnie, biorąc pod uwagę to, że w jednych regionach Polski sytuacja jest katastrofalna. W ciągu ostatniego tygodnia w Lublinie liczba zakażeń sięgnęła 102 na 100 tys. mieszkańców, w innych województwach sytuacja nie jest tak zła. Niemniej obowiązek noszenia maseczek w zamkniętych pomieszczeniach powinien być - jego zdaniem - wprowadzony ustawowo. Dodatkowo większa dyscyplina powinna dotyczyć osób niezaszczepionych.
- Wszelkie imprezy masowe odbywające się w zamkniętych pomieszczeniach powinny być pierwszym działaniem ograniczającym. Jak również wprowadzenie zasady masek jako obowiązkowej. Tu już nie ma dyskusji, to powinien być obowiązek ustawowy (...). Kolejna sprawa to element z rozróżniania osób zaszczepionych i niezaszczepionych. Nie ma wątpliwości, że osoba niezaszczepiona jest bardziej niebezpieczna dla otoczenia - przenosi wirusa dłużej i bardziej intensywnie - powiedział.
Podkreślił też, że gdyby epidemia ta miała inny charakter, umierałyby na przykład setki dzieci, to już dawno interwencja byłaby dużo szybsza i dawno nie byłoby dyskusji o walce z pandemią.
- Ponieważ umiera 1 proc. osób, głównie starszych i schorowanych, reszta udaje, że tego nie widzi. To jest straszne w tej pandemii, że grupa, która umiera nie ma wsparcia społecznego, ale również ze strony władz (...). Musimy sobie zdać sprawę, że ograniczenia zastosowane w szerokim społeczeństwie uratują życie wielu osobom z grupy 50 plus - podsumował i dodał, że jednak tego nie robimy.
Czwarta fala. Jakie powikłania po koronawirusie?
Grzesiowski przypomniał, że COVID-19 jest chorobą wiążącą się często z odległymi, przewlekłymi powikłaniami. Dotyczy to nawet co dziesiątego ozdrowieńca i nie omija też dzieci.
- Nawet ten, kto przeszedł chorobę, po kilku tygodniach czy miesiącach zapada na rozmaite problemy zdrowotne, począwszy od opóźnionych reakcji na bodźce (...) przez nadciśnienie, napadowe zaburzenia rytmu serca aż po choroby autoagresyjne. W tej chwili zaczyna się mówić dość wyraźnie o wzroście ryzyka chorób z autoagresji. Taką chyba najbardziej znaną chorobą jest cukrzyca typu 1, czyli zniszczenie trzustki przez proces autoimmunologiczny - powiedział.
Dodał, że u dzieci to "naprawdę bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem". - Może się okazać za dwa lata mamy wysyp na przykład dziecięcej cukrzycy typu 1 czy innych chorób autoimmunologicznych - dodał.
Przypomniał, że wirus atakuje cały organizm, a uszkodzeniu może ulec każdy narząd: mózg, serce, jelita, nerki czy płuca. - COVID-19 to nie tylko zero-jedynkowy układ - śmierć lub życie - podsumował.
Leki przeciwko COVID-19. "Nie ma żadnego skutecznego"
Ekspert NRL poruszył też kwestię leków przeciw COVID-19. Zauważył, że oprócz preparatów stosowanych w warunkach szpitalnych (osocze ozdrowieńców, remdesivir) na razie nie zarejestrowano żadnego skutecznego leku w UE, choć niewątpliwie rozbudowuje się "arsenał leków wspomagających - przeciwzakrzepowych, przeciwzapalnych".
Skupił się też na charakterystyce epidemii, podkreślając, że aktualnie mamy do czynienia głównie z wariantem delta, który roznosi się bardzo szybko, jest trzy razy bardziej zakaźny niż wirus z Wuhan. Ma też nowe odmiany.
- Wirus nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa. Zawsze tam, gdzie jest dużo zakażeń, spodziewamy się nowych mutacji, nowych wariantów - ostrzegł. Zwrócił uwagę na to, że w sezonie jesiennym kilka wirusów nakłada się na siebie - grypy, SARS-CoV-2 i RSV.
- Grypa wystartowała na wyższym poziomie w tym sezonie niż w poprzednich sezonach. Będziemy mieli problem z wirusem RSV krążącym już od sierpnia - powiedział, zaznaczając, że ostatnio pojawiał się on dopiero pod koniec roku. Wszystko razem wiąże się z ogromnym ryzykiem obciążeniem placówek leczniczych.
Trzecia dawka. "Apelujemy do wszystkich"
Dlatego też zaapelował o to, by się szczepić, bo szczepienia ograniczają ryzyko śmierci. Niezwykle istotną kwestią - w jego opinii - jest też przyjęcie dawki przypominającej.
- Apelujemy do wszystkich, aby przyjmowali trzecią dawkę. Należy się z tym spieszyć. To powinien być jeden z ważniejszych celów - stwierdził.
Zaznaczył, że amerykańskie badania wskazują, że zmiana szczepionki w szczepieniu przypominającym jest korzystniejsza. Czyli osoby, które np. przyjęły Modernę, powinny być szczepione Pfizerem i odwrotnie.
- Czyli jeśli ktoś był szczepiony Pfizerem, chyba lepiej, żeby dostał Modernę jako dawkę przypominającą i odwrotnie. Jeśli ktoś przyjął Modernę, lepiej, żeby dostał Pfizera. Osoby szczepione Astrą niestety tutaj nie ma takich badań (...). Ale w przypadku Johnsona (...) wygląda na to, że tutaj zastosowanie Moderny ma wyższość niż zastosowanie szczepionki Pfizer - powiedział.
PAP/INTERIA.PL