Różne strony medali
Pierwsza dziesiątka klasyfikacji medalowej zimowych igrzysk olimpijskich pokrywa się z czołówką rankingu państw o najwyższej jakości życia. Czy to oznacza, że sport wyczynowy wpływa na poziom życia społeczeństw, albo odwrotnie? Niekoniecznie, bo gdyby spojrzeć na medalistów igrzysk letnich, mistrzostw świata w lekkiej atletyce lub w piłce nożnej, pojawiliby się licznie reprezentanci Chin, Etiopii, Kenii, Nigerii, Jamajki czy krajów południowoamerykańskich, których bodaj nikt nie uważa za szczególnie atrakcyjne do życia. Po prostu państwa najwyżej rozwinięte i stwarzające mieszkańcom najlepsze warunki życia, to obecnie przeważnie te położone w zimnej strefie klimatycznej półkuli północnej, gdzie warunki do uprawiania sportów zimowych są najlepsze.
To jeden z przejawów obserwowanego od dawna procesu stopniowego przenoszenia się centrów cywilizacyjnych coraz bardziej na północ. Najstarsze cywilizacje powstawały w gorącej strefie geograficznej, gdzie śnieg nie pada lub jest ciekawostką, a mróz wywołuje klęskę żywiołową. Dziś natomiast najlepiej rozwinięte państwa usytuowane są w północnych regionach Europy i Ameryki (nomen omen) Północnej. Norwegowie, Kanadyjczycy czy Szwajcarzy nie dlatego zdobywają tyle medali na zimowych igrzyskach, że mieszkają w bogatych państwach, lecz ponieważ ich bogate państwa leżą w rejonach najodpowiedniejszych do uprawiania sportów zimowych. Nie dlatego też wielu ludzi chciałoby zamieszkać w tych krajach, ponieważ ich reprezentanci zdobywają dużo medali w zimowych konkurencjach, lecz dlatego, że są one tak dobrze rozwinięte.
Sukcesy sportowe nie są więc bynajmniej szczególną formą promocji państw, których reprezentanci je odnoszą. Kto twierdzi inaczej, niech poda czyja reprezentacja zdobyła złoty medal w bobslejowych czwórkach lub curlingu. Wiedzą to tylko pasjonaci. Nasi korespondenci byli zdumieni po przyjeździe do Korei, że nazwiska Stoch tam nie słyszano. Jak się okazuje, Koreańczycy skokami się nie interesują, ich pasjonuje short track (czy wszyscy wiedzą w ogóle co to takiego?). Gdyby spytać Holendrów, których reprezentanci zdobywają hurtowo medale w łyżwiarstwie szybkim, z jakiego kraju pochodzą zwycięzcy drużynowego konkursu skoków na dużej skoczni lub zjazdu po muldach, też zapewne nie mieliby pojęcia. Ich fascynują tylko łyżwy i łyżwiarze, będący ich idolami. Wychodzi na to, że sportowcy są znani i sławni przede wszystkim we własnych krajach, a więc niezbyt rozsławiają je po świecie. Gdy zaś osiągają rzeczywiście światową sławę, to jako indywidualne postaci i osobowości, nawet występując w grach zespołowych. Czy sława Messiego, Ronaldo lub Neymara przysparza splendoru Argentynie, Portugalii i Brazylii? A sukcesy reprezentacji Nigerii lub Kostaryki na mundialu czynią te kraje godnymi podziwu i zazdrości?
Chyba tylko w Rosji i innych państwach autorytarnych sport jest traktowany jako forma oficjalnej promocji, dlatego staje się częścią urzędowej machiny propagandowej. Efekty są takie, jak w tejże Rosji, zbiorowo zdyskwalifikowanej za szprycowanie swoich zawodników różnymi chemikaliami. W rezultacie mają kompromitację, a nie promocję. Poza Rosją też są amatorzy i użytkownicy "koksu", ale to ich kompromituje indywidualnie, a nie państwa, z których pochodzą. Nikt nie uzna, że Stany Zjednoczone poniosły jakiś uszczerbek na wizerunku z powodu przyłapania czołowego amerykańskiego kolarza na szprycowaniu się, bo w USA sport nie jest upaństwowiony, przeciwnie niż w Rosji, Chinach i innych "hodowlach czempionów".
Ani więc sukcesy polskich sportowców nie rozsławiają szczególnie naszego kraju, ani ich brak go nie kompromituje. Gdyby nasi bobsleiści zdobyli medal, reputacja Polski nie zyskałaby zbyt wiele, lub nic zgoła. Reputacja Norwegii, Szwecji czy Niemiec nie zależy od tego ile medali zdobędą ich sportowcy i nie z powodu tych medali są to kraje budzące w szerokim świecie szacunek i zazdrość.
A teraz idę na lodowisko pojeździć sobie na łyżwach.