A przecież mogło być z tego tyle zabawy. Można było urządzić medialną rzeźnię. Po tym jak izraelska piosenkarka niefortunnie połączyła podziękowanie polskim fanom za głosowanie na nią z Holocaustem, który dotknął jej rodzinę, można było nie pisać tłitów, dyplomatycznie nie tłumaczyć, nie docierać po cichu do menadżerów (a nie wątpię, że tak właśnie było), by wyjaśnić niefortunność wypowiedzi. Do akcji mogło wejść kilku co bardziej siermiężnych prawicowców i przejechać się po młodej Noa tak, by się jej żyć odechciało, by znienawidziła Polskę na dobre. Potem prokurator generalny pod wpływem zawiadomienia ze strony ministra sprawiedliwości (tak się składa, że to ta sama osoba) mógł wydać list gończy za gwiazdą. Wtedy do akcji weszłaby ambasada amerykańska, a prasa prożydowska i izraelska rozpętałyby takie piekło, że i nam by się żyć odechciało. Telewizja, ta co zawsze, i gazeta, ta co zawsze, dostawałyby spazmów, gromiąc polski antysemityzm. Rafał Trzaskowski zapowiedziałby, że podczas przedwyborczego kampusu połączy się z panią Noa (bo wiadomo, że strach do Polski przyjeżdżać). Agnieszka Holland ogłosiłaby, że nakręci kolejny film o prześladowaniach przez polską czarną sotnię młodej piosenkarki, której rodzina zginęła w Holocauście. Premier i prezydent dyplomatycznie dostaliby grypy i rozpętałaby się jeszcze wielka makabra w obozie władzy. Byłaby zabawa na całego. Wszyscy czuliby się prześladowani, krzywdzeni i pałali żądzą odwetu jak bohaterowie filmu Tarantino. Czyż nie tak wyglądają często nasze relacje, a także nasza polityka w ogóle? Da się rozsądnie, skutecznie i dyskretnie Tymczasem po tejże niefortunnej wypowiedzi dwoje polskich polityków z różnych stron sceny politycznej zareagowało w sposób stanowczy acz rozsądny. W dyskretny i skuteczny sposób zadziałała zapewne nasza dyplomacja. Efekt? Noa Kirel ładnie wycofała się ze swoich słów, pokazała, że dwudziestoletnia Żydówka z Izraela jest w stanie wskazać zgodnie z faktami historycznymi, kto zbudował obozy koncentracyjne i wymordował w nich miliony ludzi, i że nie byli to Polacy. Udało jej się to, pomimo ciężkiej pracy, dziesięcioleci harówy niemieckiej i rosyjskiej agentury, a także polskich medialnych i artystycznych renegatów, niektórych z Noblami. Udało się to też załatwić Polsce. Jak się okazuje czasami lepiej po prostu powiedzieć "zapraszamy" niż grozić dożywociem, w dodatku bez pokrycia. Wieszcze młodej Żydówce sporą karierę w naszym kraju, bo Polacy uwielbiają obcokrajowców, którzy ich lubią. Co prawda, bym i ja dołączył do tego nurtu, musiałaby pani Noa zmienić repertuar z plastikowego popu na jakiś przyzwoity heavy metal, podyrygować orkiestrze symfonicznej albo choć posnuć smętne ballady do gitary. Ale życzę jak najlepiej, tym bardziej jak pomyślę o tych z obu stron, którym wyjątkowo nie udało się znowu wszystkiego celowo spieprzyć. Wiktor Świetlik