Ćwierć wieku bezradności
Nigdy nie byłem entuzjastą porządków panujących w putinowskiej Rosji, ale rechot z organizacyjnych porażek w Soczi budzi mój niesmak. Akurat kto jak kto, ale opiniotwórcze elity III RP nie bardzo mają do tego prawo.
Podwójne kible? Portrety Putina zamiast bieżącej wody? To tak śmieszy w państwie, gdzie wsadza się do więzienia upośledzonego umysłowo za 99 groszy i ciąga po sądach dyrektora więzienia, który jako jedyny w całym aparacie sprawiedliwości wykazał się zdrowym rozsądkiem?
W państwie, gdzie sądy solą wyroki za transparent "Donald, matole" albo internetowe jaja z prezydenta? Gdzie pacjent kituje na izbie przyjęć i przez wiele godzin nikt na trupa nie zwraca uwagi, a policja przez kilka dni nie zauważa denata pod własnymi schodami wejściowymi?
Szczególnie żałosny wydaje mi się fakt, że w największym stopniu poczucie cywilizacyjnej wyższości czerpią z ruskich wpadek te same środowiska, które od kilku lat wmawiają nam, że w dziedzinie naprowadzania samolotów we mgle, a zwłaszcza badania katastrof lotniczych, putinowska cywilizacja godna jest najwyższego zaufania.
Jak ci powiedzą, że jesteś "na kursie i na ścieżce" to wal śmiało. Potem zbadają wrak przy użyciu łomów i pił mechanicznych, a miejsce katastrofy za pomocą spychacza, zwłoki powrzucają jak leci do worków i w kilka miesięcy wyszykują raport "na oko", bez żadnych analiz, rekonstrukcji, symulacji, żadnej z tych procedur, które są w cywilizowanym świecie standardem. I wtedy biada takiemu oszołomowi, który by się ważył żądać uczciwego śledztwa, ekspertyz, autopsji!
Brednie, skandal, smoleńska sekta, jątrzenie − wrzeszczy towarzystwo jedną gębą. A drugą rechocze z dzikich kacapów, co wydali 50 miliardów, żeby udawać, że potrafią "tak kak na Zapadie", i, ha, ha, nic z tego.
Czuję się jak Tuwim obserwujący "strasznych mieszczan". Ci ludzie "widzą wszystko osobno" i za cholerę nie skojarzą jednego z drugim. Po prostu za mało połączeń w mózgowiu, nie styka w szlejach i już.
Śmiejąc się z Putina odtwarzamy przecież z roku na rok coraz bardziej jego system władzy. System, w którym "Tusku musisz" rzuca jakieś pomysły, ministrowie, będący kompletnymi bezwolnymi zerami, usiłują stworzyć wrażenie, że to realizują, on ich ochrzania, zobowiązuje do "zlikwidowania kolejek", albo znalezienie "katarskiego inwestora", albo przygotowania "darmowego podręcznika" − słowem, pokazuje, że jako car jest spoko koleś, stara się jak może, tylko bojarowie kiepscy. Zero procedury, tylko miotanie się od jednej specustawy do drugiej, od jednego do drugiego wzmożenia.
Trynkiewicz wychodzi z pudła - i już, jak zapowiadałem niedawno, nikt nie pamięta o pijanych kierowcach, tak jak zapomniano o dopalaczach, kibolach i innych groźnych elementach, po które nieustająco "idzie" tuskowy Papkin. Teraz władza usilnie zajmuje się chronieniem nas przed "bestią" i rodzeniem specjalnego prawa na okoliczność wspomnianego osobnika.
Ludzie, którzy widzą wszystko osobno, nie są w stanie dostrzec, że w ten sposób zawsze koniec końców wyjdzie "jak zawsze" − jakiś podwójny kibel. Przeciwnie, będą do upadłego bronić Tuska, że "co on biedny może". Przecież nie będzie osobiście się sprawą zajmował. Zrobił, co mógł − się wściekł i wyraźnie zapowiedział, że dalej tak być nie może!
Ha, ha − "wina Tuska", co, wszystko "wina Tuska" niby? Tak jakby premier odpowiadał za bajzel w państwie? A może jeszcze minister infrastruktury odpowiada za bajzel na kolei czy katastrofę autostradową? Albo minister zdrowia za bardak w przychodniach? I tu "elity" popadają w ogłuszający rechot z oszołomów.
Na okoliczność ćwierćwiecza "Okrągłego Stołu" naprodukowano w ostatnich dniach tyle bredni, że prostowanie tego wszystkiego i przypominanie elementarnych faktów zajęłoby całą książkę. A tego, co ważne, oczywiście nikt nie przypomniał. A mianowicie, że gdy dziś wścieka nas na każdym kroku totalna bylejakość i nieudolność III RP, identyczna jak peerelowska wieczna niemożność zapewnienia obywatelom sznurka do snopowiązałki i papieru toaletowego − to jest ona właśnie skutkiem tego nieszczęsnego jubileuszowego mebla i pokazówki przy nim swego czasu odbytej.
Można się spierać, kiedy tak naprawdę uruchomiony został mechanizm "transformacji ustrojowej". Może gdy w 1985 roku sowieci po raz pierwszy zaproponowali Amerykanom "neutralizację" Europy Środkowej na wzór statusu Austrii i Finlandii? Może w 1986, gdy PRL wszedł do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co przesądziło, że konieczna będzie reforma urealniająca złotego, czyli masowa grabież oszczędności obywateli − a to wymagać będzie jakiegoś "podzielenia się" odpowiedzialnością za władzę z Kościołem albo Wałęsą? A może w 1988, gdy weszły w życie liberalne ustawy gospodarcze Rakowskiego?
Ja bym wskazał inny punkt − likwidacja w 1988 Wydziału Przestępstw Gospodarczych w KG MO. To, wraz z masowym przesiadaniem się w tym samym roku całych kierownictw Komitetów Wojewódzkich PZPR i Wojewódzkich Urzędów Spraw Wewnętrznych do miejscowych zarządów oddziałów NBP, uruchomiło prawdziwy kierunek transformacji.
Zadaniem tworzonego w Magdalence państwa było przede wszystkim nie przeszkadzać w przekrętach. Właśnie dlatego zaprojektowano je i zbudowano tak, a nie inaczej − żeby zawczasu odebrać mu narzędzia, które mogłyby przeszkodzić "grupom trzymającym władzę" w realizowaniu ich zamierzeń, tak jak milicji odebrano zawczasu narzędzia do ścigania aferzystów.
I dlatego właśnie to państwo jest tak guaniaste, całe pełne dziur, jak jego prawo - nic nie może, niczego nie jest w stanie załatwić. I dopóki okrągłego stołu Polacy nie wywrócą, o wyrwaniu się z tej totalnej niemożności i bylejakości nie będzie mowy.
Rafał Ziemkiewicz