Banda czworga ratuje Leppera?
Układ potężnieje. Zaczyna toczyć od środka święte PiS-owskie hufce. Już nie tylko zdrajca Kaczmarek (zwany jeszcze niedawno przez Prezydenta RP stanowczym, spokojnym i wielce zasłużonym) wstąpił w jego okropne szeregi. Układ sięgnął też po niedawnego szefa policji, prezesa PZU i jednego z najbogatszych Polaków (który nie tak dawno uchodził w oczach Prezydenta RP za jedynego prawdziwego biznesmena, jakiego zna). Nie wiem jak Państwu, ale mnie to wszystko kupy się nie trzyma.
Dzień zaczął się pięknie. Korki na drodze z Mokotowa do Śródmieścia nie były tak straszne, jak przeczytałem o tym rano w internecie. Słonko świeciło. Jan Rokita mówił w radiu, że Polska nie jest ani totalitarna, ani orwellowska i że nasz piękny kraj budzi jego sympatię i daje mu poczucie bezpieczeństwa. Kurcze... Poczułem się naprawdę fajnie. Pomyślałem, że wreszcie jakiś polityk, miast podsycać histeryczne nastroje, łagodzi obyczaje, że nie jest tak źle, że czeka mnie ciekawa polityczna jesień i obiecałem sobie, że będę codziennie z uśmiechem wstawał o 5.40. Pogrążony w tym uroczym mood'zie przekroczyłem progi RMF-owskiego poddasza... i zaczęło się....
Na mą pogrążoną w obłokach głowę posypały się krzyżujące się ze sobą okrzyki "Kaczmarek!", "Latkowski!", "Kornatowski!". "Dzwoń! Wchodź! Jedź! Nagrywaj!". Dzowniłem, wchodziłem, ganiałem Latkowskiego (uff to było piękne skrzyżowanie podchodów z konspiracyjną partyzantką miejską), nagrywałem, montowałem, emitowałem....
A w międzyczasie wpadały mi w ucho komentarze. I stety-niestety najbardziej mroziły mi krew w żyłach te dobiegające z okolic partii rządzącej.
Bo ja oczywiście rozumiem, że można kochać, bezgranicznie ufać i wierzyć Zbigniewowi Ziobrze, że można trzymać partyjny fason i polityczną gardę. Znacznie gorzej, by nie rzec, że fatalnie przychodzi mi jednak zrozumienie, jak rozsądny człowiek, może w kilka chwil po tym, jak posadzono parę, nie tak dawno jeszcze, w pełni zaufanych osób, piać z zachwytu i mówić "to cudownie!". Nie rozumiem, jak można, nie znając nawet wstępnego zarzutu, tak bezrefleksyjnie przyklaskiwać wszystkiemu, co dzieje się w okolicach prokuratury. Nie wiem, jak to się dzieje, że niektórzy z takim entuzjazmem firmują swą twarzą wszystko, co widzą po własnej stronie barykady.
Nie mam powodu by bardziej wierzyć Kaczmarkowi niż Ziobrze, by dać się pokroić za niewinność Kornatowskiego, ufać Netzlowi, pokładać nadzieję na biznes czysty i przejrzysty w Krauzem. Tyle, że na miły Bóg, to wszystko są faceci twardo stąpający po ziemi. Po jaką cholerę mieliby zawiązywać spisek dla uratowania Leppera? Czemu mieliby ryzykować wolnością, karierami i naprawdę sporymi pieniędzmi, by uratować głowę "przystawkowego" wicepremiera? Dlaczego dwaj prokuratorzy, adwokat i biznesmen mieliby sprzysiąc się, dla pewnego rolnika spod Koszalina. Coś mi tu nie gra. I dopóki złotousty i gadatliwy minister nie powie mi, jaki sens miałyby zachowania pp. Kaczmarka, Krauzego czy Netzla, pozostawać chyba będę w tym stanie podejrzliwości.