- Śledczy zabezpieczyli filmy z monitoringu oraz od osób prywatnych, z telefonów komórkowych. Na wtorek zaplanowana jest sekcja zwłok mężczyzny. Pani prokurator, zapytana gdzie nastąpił zgon 34-latka, odpowiedziała, że jest to przedmiotem śledztwa - przekazała reporterka Polsat News Patrycja Nawrocka. Śledczy zlecili także badania toksykologiczne, by wyjaśnić, czy 34-latek był pod wpływem narkotyków. - Na ten moment nie możemy wypowiadać się na temat przyczyn zgonu pokrzywdzonego, ponieważ będzie to możliwe dopiero po przeprowadzeniu sekcji zwłok, a niewykluczone, że dopiero po uzyskaniu dodatkowych badań, które zostaną zlecone do przeprowadzenia podczas sekcji. Na ten moment nie wiemy, co było przyczyną zgonu mężczyzny - powiedziała prokurator rejonowa Magdalena Serafin. Policja: Zmarł po kilku godzinach Po tym, jak po policyjnej interwencji zmarł zatrzymywany wcześniej Bartosz, doszło do zamieszek przed komendą. Według relacji funkcjonariuszy w niedzielę "agresywni ludzie skandowali obelżywe hasła pod adresem policjantów i rzucali niebezpiecznymi przedmiotami w ich. Policja tłumaczyła, że 34-latek był pod wpływem narkotyków. Zmarł po kilku godzinach. W związku z zamieszkami zatrzymano 54 osoby, niewykluczone, że będą kolejne zatrzymania, część z nich usłyszy dziś zarzuty czynnej napaści na policjanta. Jak relacjonuje policja, napastnicy używali kamieni, cegłówek, butelek i koktajli Mołotowa. Rannych zostało kilku policjantów, wybite zostały szyby, uszkodzono elewację budynku, którą obrzucono butelkami z farbą. "Bandyci rzucali kamieniami w wóz strażacki, który miał ugasić pożary wzniecone przez demonstrantów. Zablokowano również przejazd karetce pogotowia, która przyjechała do poszkodowanych. Policjanci zatrzymali ponad 40 osób, które uczestniczyły w tych zajściach" - brzmi treść komunikatu dolnośląskiej policji. Lubin: Użyto armatek wodnych Policja przekazała, że funkcjonariusze zostali ranni po obrzuceniu ich tzw. koktajlami Mołotowa, kamieniami, cegłami i innymi niebezpiecznymi przedmiotami. Podpalone zostało mienie publiczne. "Straż pożarna, która przyjechała ugasić pożar, nie mogła wykonać swoich działań, gdyż ich wóz został zaatakowany przez skandujący tłum i obrzucony kamieniami. Podobnie było z karetką pogotowia, która jechała, by pomóc rannemu policjantowi. Nie mogła do niego dotrzeć, gdyż tłum nie chciał przepuścić auta. Eskalacja zgromadzenia była co raz większa, zebrani nie reagowali na prośby policjantów i komunikaty wygłaszane przez megafon. Zostało już zatrzymanych ponad 40 osób, najbardziej agresywnych, które odpowiedzą za przestępstwa bądź wykroczenia. Policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego w postaci gazu łzawiącego, broni gładkolufowej i armatki wodnej" - napisano. Policjanci informują, że każda osoba, która popełniła wykroczenie bądź przestępstwo podczas zgromadzenia, zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. "Całe zgromadzenie jest nagrywane, a w mieście znajduje się też bardzo dobrej jakości monitoring. Policja jest już w posiadaniu wielu wizerunków sprawców" - dodano. Zamieszki w Lubinie. Wybite szyby, zniszczona elewacja Zgromadzeni przed komisariatem protestujący rzucali jajkami, a po pewnym czasie także kamieniami w elewację budynku komendy. W pewnym momencie tłum ok. 30 osób zaczął szturmować wejście do budynku. Policjanci użyli wobec nich gazu łzawiącego. W odpowiedzi manifestujący zaczęli rzucać w kierunku policjantów oraz budynku butelkami. Wybite zostały szyby. Zgromadzenie, w którym wzięło udział ok. 300 osób, dotyczyło piątkowej interwencji przy ul. Traugutta, gdzie agresywny mężczyzna miał biegać po ulicy i rzucać kamieniami w okna. - Chłopak zachowywał się irracjonalnie, krzyczał, kopał. Jego mama zadzwoniła po policję, aby go uspokoili - relacjonowała reporterka Polsat News. "Rzucili go jak świniaka" - Przyjechała policja, obezwładnili go, trwało to 30 minut, przez ten czas go męczyli, przyjechała karetka i dalej wersje są różne. Jedni twierdzą, że zmarł w karetce, inni że po dwóch godzinach w szpitalu. Po rozmowie z panią na SOR stwierdzili, że przywieźli zwłoki. To był bezproblemowy człowiek, zero agresji. To on się bał, był przestraszony jak człowiek na niego huknął. Rzucili go jak zwłoki, jak świniaka nieżywego. 25 minut go dusili kolanem, ręce powyginane, chłopak 65 kg ważył, a czterech policjantów - mówił Polsat News jeden z członków rodziny. Pod koniec nagrania, na którym widać część interwencji policji, 34-letni Bartek traci przytomność i wideo się urywa. Niestety finał tej historii ma tragiczne zakończenie, ponieważ chłopak zmarł. Z innej kamery widać moment przyjazdu karetki na miejsce, jak już 34-latek się nie ruszał. - Według jednej z relacji mężczyzna miał trzy razy mdleć podczas 30-minutowej interwencji - zrelacjonowała dziennikarka Polsat News. Próbował się wyrwać, krzyczał Z informacji Polsat News wynika, że policja próbowała odebrać rodzinie telefony, na których mogły znajdować się nagrania z interwencji. W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie z interwencji na ulicy Traugutta. Na wykonanym z balkonu jednego z budynków obok filmie widać, jak policjanci próbują obezwładnić mężczyznę i umieścić go w radiowozie. Mężczyzna próbuje się wyrwać, krzyczy i wzywa pomocy. Funkcjonariusze doprowadzają go do auta - już wtedy brakuje mu sił. Następnie przy próbie umieszczenia w aucie mężczyzna osuwa się na jezdnię. W międzyczasie policjantka obecna na miejscu odbiega. Trzej mężczyźni pozostają przy zatrzymanym, który przestaje się ruszać. Zaczynają poklepywać go po twarzy, ten jednak nie reaguje. "Agresywny i pobudzony" "Lubińscy policjanci zostali wezwani na miejsce, gdzie agresywny i pobudzony mocno mężczyzna miał rzucać kamieniami w okna zabudowań. Na numer alarmowy zadzwoniła matka mężczyzny, która zaznaczyła, że syn nadużywa narkotyków. Wobec agresywnego i pobudzonego mieszkańca Lubina funkcjonariusze użyli chwytów obezwładniających oraz kajdanek. W związku z jego irracjonalnym zachowaniem i podejrzeniem, że może znajdować się pod wpływem narkotyków, na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe" - głosi komunikat na stronie dolnośląskiej policji. "Po ok. dwóch godzinach komenda w Lubinie została powiadomiona, że mężczyzna zmarł w szpitalu" - poinformował zespół prasowy KWP we Wrocławiu. Według informacji przekazanych przez policję, funkcjonariusze po przyjeździe na miejsce próbowali uspokoić i wylegitymować mężczyznę, który nie reagował na polecenia. Pojawiła się nieścisłość Według komunikatu policji mężczyzna został przewieziony na SOR i po ok. dwóch godzinach zmarł w szpitalu. Reporterka Polsat News dotarła do nieoficjalnych informacji mówiących, że w lubińskim szpitalu w piątek w ogóle takiego pacjenta nie było. Podobnie twierdzi poseł PO Piotr Borys. - Jest jedna nieścisłość i nieprawda, którą podała Komenda Wojewódzka Policji - powiedział Piotr Borys, który interweniował w sprawie. - Otóż według informacji przekazanych mi przez dyrekcję szpitala, ten młody człowiek umarł już w karetce. Nie jak podano, że po dwóch godzinach w szpitalu. A więc ten zgon nastąpił bezpośrednio po tej interwencji i musimy sprawdzić, co było przyczyną, czy użyto właściwych środków przymusu bezpośredniego, czy nie wystarczyło skucie kajdankami - dodał polityk. "Będę pytał o filmy z kamer policjantów i podduszanie w interwencji" - napisał Piotr Borys na Twitterze. - Ta sytuacja budzi spore wątpliwości - powiedział Polsat News były rzecznik policji, Mariusz Sokołowski. - Niedobrze kiedy widzimy policjanta siedzącego zbyt długo na obezwładnianym mężczyźnie, który potem umiera - dodał. Dariusz Nowak, były rzecznik małopolskiej policji, póki co wstrzymuje się z ferowaniem wyroków. - Nawet jeśli ten mężczyzna był średniej budowy ciała i na co dzień był łagodny, to pod wpływem narkotyków, mógł zmienić się w taka niebezpieczna maszynę i nawet sześciu policjantów może mieć problem sobie poradzić - powiedział Polsat News. Czytaj też: Lubin: Zamieszki po śmierci 34-letniego Bartka Raport w sprawie klimatu: Czerwony alarm dla ludzkości