Nawet jeśli czytają właściwe materiały, niechętnie zmieniają swoje poglądy. To oznacza, że dostarczenie komuś dobrych informacji może nie wystarczyć - mówi profesor Enrico Coiera. Studium Australijczyków dotyczyło tego, jak ludzie korzystają z wyników wyszukiwania na zapytania dotyczące zdrowia. Skądinąd wiadomo, że dostęp do tego typu wiedzy w Internecie zasila całkiem nową odmianę starego zjawiska: hipochondrii. Z tej okazji ukuto nawet specjalne określenie - cyberchondryk. Wiemy, że w coraz większym stopniu Sieć jest wykorzystywana przez ludzi jako narzędzie pomagające w podejmowaniu decyzji zdrowotnych. Wiemy też, że może to mieć negatywne konsekwencje, zwłaszcza że obywatele niektórych krajów mogą się leczyć sami, zamawiając leki on-line. Nasze badania sugerują, że nawet dysponując "właściwymi" informacjami, mogą oni nadal wyciągać niewłaściwe wnioski. Innymi słowy: ich konkluzje są tendencyjne. Okazuje się też, że wpływ dokumentu zależy od miejsca wyświetlenia przez wyszukiwarkę. Na decyzję użytkownika Sieci w największym stopniu wpływają opracowania pierwsze lub ostatnie (efekt pierwszeństwa i świeżości). Istotny jest też czas spędzany na oglądaniu dokumentu. Dr Annie Lau współpracuje z profesorem Coierą nad nowym interfejsem wyszukiwarki, który pozwoliłby lepiej zorganizować treści i uwolnić użytkownika spod wpływu wcześniejszych przekonań oraz schematów działania naszego umysłu. Na efekty ich działań trzeba będzie czekać rok. Kiedy człowiek staje się cyberchondrykiem? Oto kilka objawów, których nie wolno przeoczyć: 1) gorsze, a nie lepsze samopoczucie po przejrzeniu zasobów Internetu (gdy poszukiwania nie polepszają komunikacji z lekarzem, a przyprawiają o palpitacje), 2) szybkie przechodzenie od podejrzeń do przekonań, 3) nieskuteczność zapewnień lekarza. Co zrobić w sytuacji, gdy stwierdzamy u siebie cyberchondrię? Przed włączeniem komputera koniecznie trzeba zaplanować, czego będziemy szukać i ile czasu na to poświęcimy. Anna Błońska