Według obowiązującego prawa zbieranie dzikich winniczków dozwolone jest w Polsce głównie w maju. Duża część z nich trafia później na paryskie stoły jako "ślimaki z Burgundii". Wielu Francuzów myśli wiec, że pochodzą one naprawdę z tego francuskiego regionu, gdzie wyginęły one m.in. z powodu stosowanych w rolnictwie pestycydów. - Wszystkie 'ślimaki z Burgundii’, które sprzedawane sa we Francji n.p. jako mrożonki, w praktyce importowane są z Polski, Ukrainy, Czech, Węgier i innych krajów. Klienci na ogół o tym nie wiedzą, ale - tak czy inaczej - te ślimaki bardzo im smakują - tłumaczy korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi szef jednego z paryskich sklepów spożywczych. A ponieważ Francuzi uważają zazwyczaj, że ich rodzima żywność jest najlepsza - handlowcy w pewnym sensie "ukrywają" (a przynajmniej nie mówią o tym zbyt głośno) również pochodzenie coraz częściej hodowanych w Polsce tzw. szarych ślimaków, które trochę przypominają winniczki, ale rosną szybciej. Znowu chodzi o subtelności językowe. Ślimaki szare okraszane są najczęściej masłem, koprem i czosnkiem w zakładach przetwórstwa spożywczego, a następnie sprzedawane we francuskich sklepach jako "ślimaki po burgundzku" - bo tak nazywają się pieczone mięczaki w ten sposób przyrządzone. - Dopiero teraz - kiedy zadał mi pan pytanie - zdałam sobie sprawę, że nigdy nie sprawdzałam, skąd pochodzą ‘ślimaki po burgundzki’. Nie wiedziałam, że część z nich importowana jest z Polski. Najważniejsze jest jednak to, że są smaczne! - wyjaśnia Markowi Gładyszowi 34-letnia paryżanka Chloe w jednym ze sklepów spożywczych we francuskiej stolicy. Aż 85 procent ślimaków spożywanych przez Francuzów pochodzi z Polski, innych krajów europejskich oraz Afryki północnej. Marek Gładysz