UE nie będzie NATO bis, ale musi się zbroić
Materiał promocyjny
Wojna w Europie wzmaga presję na bardziej ambitną politykę bezpieczeństwa. Jego gwarantem na Starym Kontynencie wciąż jest NATO, ale i w UE nie brakuje inicjatyw na tym polu. Wciąż nie ma jednak wspólnej unijnej armii, chociaż obywatele państw członkowskich nie mieliby nic przeciwko wzmocnieniu potencjału obronnego. - Najgorsze, co mogłoby się stać to budowanie bezpieczeństwa obok NATO - przestrzega jednak dr Małgorzata Bonikowska.

Po zakończeniu II wojny światowej w znacznej części Europy nie wybuchł żaden poważny konflikt. To w dużej mierze zasługa integracji europejskiej, która powstała jako projekt gwarantujący pokój. Współpraca między państwami miała doprowadzić do wygaśnięcia wzajemnych sporów na rzecz współpracy i rozwijania wymiany handlowej, by wojna była nieopłacalna.
- U zarania projekt europejski nie był realizowany, by zajmować się sprawami obronności - podkreśla dr Małgorzata Bonikowska, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych. I pewnie tak by pozostało, gdyby nie doszło do zmian na świecie.
W Europie najważniejsze z nich to coraz bardziej asertywna polityka Rosji: najpierw agresja na Gruzję w 2008 r., na Ukrainę w 2014 r. i przede wszystkim w 2022 r. Bo wprawdzie na Starym Kontynencie wojna stała się czymś niewyobrażalnym, to UE nie jest w stanie zaprowadzić pokoju poza swoimi granicami, a dodatkowo musi zadbać o własne bezpieczeństwo.
Obronność w UE: Wiele lat prób
Wspólna polityka obrony jest zapisana w artykule 42. traktatu o UE. Zgodnie z nim narodowe polityki obrony są nadrzędne wobec unijnej. Nie oznacza to jednak, że przez lata nie próbowano poszerzyć unijnych kompetencji.
Próby były jednak - z różnych powodów, także politycznych - mniej lub bardziej nieudane. Ostatecznie w 2016 r. Unia wzięła za cel m.in. skupienie się na budowaniu odporności oraz zwiększaniu autonomii strategicznej.
Osiągnięciu tych celów mają służyć przede wszystkim skoordynowany roczny przegląd w zakresie obronności (CARD), stała współpraca strukturalna (PESCO) oraz unijne instrumenty szybkiego reagowania.
W ramach pogłębionej współpracy obronnej, zresztą krytykowanej w 2020 r. przez Parlament Europejski, wykreowano do tej pory kilkadziesiąt projektów między krajami członkowskimi, jednak nie mają one charakteru współpracy militarnej. Obejmują szkolenia czy wymianę informacji.
Europa się zbroi i planuje wzmocnić bezpieczeństwo
Wrażenia nie robi także budżet powołanej w 2004 r. Europejskiej Agencji Obrony. Kwota 7,5 mld euro jest znacznie mniejsza niż to, co wydają poszczególne kraje członkowskie, z których większość - 22 z 27 należy do NATO, co jest nie bez znaczenia.
I to działania państw są widoczne w trendzie wyraźnego zwiększania wydatków na obronność w ostatnich latach. Tylko w 2022 r. osiągnęły rekordowy poziom 240 mld euro, a w 2023 r. zwiększono je jeszcze bardziej do 270 mld euro.
Dla większości państw, a w obliczu rosyjskiej agresji zwłaszcza ze wschodniej flanki, to Sojusz Północnoatlantycki jest gwarancją bezpieczeństwa. Nie oznacza to jednak braku konieczności szukania nowych rozwiązań.
Po wybuchu wojny w Ukrainie w Brukseli podjęto historyczną - pierwszą w dziejach UE - decyzję o finansowaniu z budżetu na rzecz wspierania pokoju dostaw broni i amunicji dla Ukrainy oraz szkoleń jej żołnierzy. Tym samym wykonano kolejny krok w kierunku poszerzania unijnych działań w zakresie obronności.
"Nie można dublować NATO"
Jednocześnie przyspieszyły prace nad "Strategicznym Kompasem" - kierunkiem działań w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony do 2030 r. Większa presja na rozwijanie europejskiej obronności skutkuje kolejnymi inicjatywami.
Jednak jak podkreśla dr Bonikowska, "nie można dublować kompetencji". - Najgorsze co mogłoby się stać, to budowanie bezpieczeństwa obok NATO. Niemniej w dłuższej perspektywie Europa musi liczyć się z tym, że będzie zmuszona sama zadbać o bezpieczeństwo. Europejski wymiar bezpieczeństwa powinien być tak stworzony, by Stary Kontynent sam udźwignął odpowiedzialność za swoją obronność. Amerykanom też powinno na tym zależeć - podkreśla ekspertka.
W jakich obszarach UE mogłaby uzupełniać wojskowo NATO? - Docelowo, chociaż to się nie zdarzy szybko, zintegrować głębiej współpracę wojskową państw unijnych. Rządy mogą koordynować głębszą współpracę, przejrzeć zakupy wojskowe. Kraje unijne jak dotąd rywalizują np. o produkcję broni. Jest mnóstwo rzeczy, które można lepiej zintegrować
I chociaż kraje wschodniej flanki NATO nie wyobrażają sobie utworzenia jakichkolwiek alternatywnych dla Sojuszu struktur, niewykluczone, że zaakceptowałyby pewne inicjatywy, ale tylko takie, które byłyby uzupełnieniem dla działań NATO.
Co z europejską armią?
Z badań Eurobarometru z 2022 r. wynika, że już teraz większość Europejczyków chciałaby zacieśnienia współpracy w zakresie obronności, a ponad 80 proc. obywateli państw Unii opowiada się za wspólną polityką obrony i bezpieczeństwa. Trudno nie widzieć w tym wpływu rosyjskiej agresji. A dla wielu ucieleśnieniem bardziej ambitnej UE w dziedzinie obronności byłaby europejska armia.
Jednak to wciąż projekt na bardzo odległą przyszłość. Problemem jest kwestia uzgodnień wobec struktury dowódczej - rozwiązania, które pozwoliłoby na stworzenie dowództwa europejskiego. Mimo to np. w ramach paneli obywatelskich i rekomendacji uczestników Konferencji w sprawie przyszłości Europy powracał wątek wspólnych, unijnych sił zbrojnych. Na ile to realny pomysł?
- Moim zdaniem to nierealne, jeśli rozumiemy to jako stworzenie jednej armii. Co innego, jeśli myślimy o stworzeniu pogłębionej współpracy wojskowej. Głównym problemem NATO nie jest sprawność wojskowa, a decyzja polityczna, szybkość procedowania oraz logistyka. I tutaj są spore rezerwy do wdrożenia - podkreśla szefowa CSM.
I dlatego sugeruje, by "zbudować wewnątrz państw unijnych system, który pozwoli szybko i skutecznie zareagować w przypadku ataku". - Trzeba podzielić się odpowiedzialnością nie budując jednej armii, a poprzez zobowiązanie, by wiedzieć czego się można spodziewać od partnerów unijnych. Na tym powinna polegać komplementarność do NATO - dodaje.
Reforma traktatów
W kontekście reformy unijnych traktatów wiele dyskutowało się m.in. o sprawach obronnych oraz polityce zagranicznej. Propozycja przegłosowana przez Parlament Europejski zakłada m.in. zlikwidowanie jednomyślności w sprawach obronności oraz polityki zagranicznej, by - jak argumentują zwolennicy - usprawnić proces decyzyjny.
Czy lepiej byłoby pogłębić integrację czy pozostawić kwestię obronności na obecnym poziomie?
- Jeżeli pozostaniemy na obecnym poziomie, nadal będzie NATO. Co do przyszłości, mamy wspólną politykę zagraniczną i chociaż nadal nie działa perfekcyjnie, to na wzór wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa wyobrażam sobie stworzenie stanowiska jego odpowiednika ds. obronności - wskazuje dr Bonikowska. I dodaje, że powinniśmy być gotowi na różnego rodzaju zagrożenia, hybrydowe, terrorystyczne, cybernetyczne.
Tymczasem na teraz należałoby zastanowić się nad rozwojem unijnego systemu obronnego.
Mamy Francję, która jest jedynym unijnym krajem, dysponującym bronią nuklearną oraz jest w Radzie Bezpieczeństwa ONZ jako stały członek. To naturalny lider-koordynator w UE. Do tego państwa wschodniej flanki, od Finlandii do Rumunii. Niemcy przez lata były głównym hubem natowskim, mają dużą gospodarkę i zaawansowaną produkcję broni. Nie zapominajmy o silnych przemysłach broni we Włoszech, Szwecji i Hiszpanii
Jaki z tego wniosek? - Wydaje mi się, że należałoby zweryfikować, czym dysponują poszczególne kraje. Następnie należy wyznaczyć konkretne zadania, mając na względzie położenie geograficzne oraz możliwości i zasoby - dodaje dr Bonikowska.

Materiał promocyjny