Amerykańskie CDC opublikowało 27 sierpnia analizę przypadku ogniska zakażeń w szkole, spowodowanego przez jednego, niezaszczepionego, zakażonego przez Sars-CoV-2 w wariancie Delta nauczyciela. W hrabstwie Marin w Kalifornii w jednej ze szkół podstawowych, do której uczęszcza 205 uczniów, pracuje 24 nauczycieli. Dwóch pedagogów nie zaszczepiło się. 19 maja jeden z niezaszczepionych nauczycieli czuł się zmęczony. Narzekał też na zatkany nos. Mimo to przez następne dwa dni przychodził do pracy. W tym czasie pojawiły się u niego kolejne symptomy: kaszel, ból głowy, uczucie gorączki. Nauczyciel prowadził lekcje z klasą liczącą 24 uczniów. Każde dziecko siedziało w swojej ławce, między którymi utrzymano odstęp sześciu stóp, a więc około 1,83 metra. Ławki ustawione były w pięciu rzędach. Mimo że w szkole wymaga się noszenia maseczki także podczas lekcji, okazało się, że podczas czytania nauczyciel odsłaniał usta i nos. Szczepienia nauczycieli. Możliwe zakażenie 50 proc. uczniów 21 maja nauczyciel wykonał test na koronawirusa - dwa dni później wynik okazał się być pozytywny. Pierwsze objawy wśród uczniów zaczęły pojawiać się już 22 maja. Okazało się, że nauczyciel zaraził aż 12 na 24 dzieci przebywających z nim w klasie. 8 na 10 siedzących w dwóch pierwszych rzędach miało pozytywny wynik testu na COVID-19, a także czworo na 14 siedzących w trzech ostatnich rzędach. Sześciu z 18 uczniów innej klasy również zostało zakażonych. Zidentyfikowano także osiem dodatkowych przypadków, wszystkie u rodziców i rodzeństwa uczniów w tych dwóch klasach. CDC podkreśla, że w lokalnej społeczności był wysoki stopień zaszczepienia, dzięki czemu te dalsze zakażenia nie rozprzestrzeniły się dalej. W sumie odnotowano 27 przypadków zakażeń, w tym nauczyciela. 22 na 27 osób chorowało objawowo. Nauczyciele nie zostali zakażeni. Nikt z tego ogniska zakażeń nie był też hospitalizowany. Warto podkreślić, że wszystkie sale lekcyjne miały przenośne filtry powietrza, a drzwi i okna podczas lekcji były otwarte. Niezwykle dobrze rozprzestrzeniający się wariant Delta Bartosz Fiałek, lekarz i popularyzator wiedzy medycznej, mówi Interii: - Z tej analizy wynika, że gdy mamy do czynienia z niezwykle dobrze rozprzestrzeniającym się wariantem Delta nowego koronawirusa w kontekście osoby niezaszczepionej, która przebywa w pomieszczeniu zamkniętym bez maseczki, to jest ona idealnym źródłem generującym ognisko zakażenia. Przyznaje, że gdybyśmy tę analizę przenieśli na warunki polskie, konsekwencje byłyby podobne. - Nawet na większą skalę, ponieważ w niektórych regionach mamy znacznie mniejszy odsetek w pełni zaszczepionych niż wówczas w Marin - dodaje lekarz. I wymienia: - Raport dotyczy klasy, w której znajdowało się 24 uczniów. W polskich warunkach w klasach przebywa ich niekiedy nawet powyżej 30. Odstępy zachowane między uczniami wynosiły sześć stóp, czyli 1,83 metra. Sale lekcyjne w Polsce często nie pozwalają na zachowanie nawet metra odległości między ławkami. Co więcej, w opisywanej szkole wymagało się zakrywania nosa i ust również podczas zajęć lekcyjnych, w Polsce tylko podczas przerw. Nauczyciel bez szczepienia zagrożeniem epidemicznym - W dobie wariantu Delta koronawirusa SARS-2 niezaszczepiony nauczyciel, który będzie prowadził lekcję, będzie ogromnym zagrożeniem epidemicznym dla - najczęściej - niezaszczepionych dzieci. W przypadku, gdy przyjdzie on do szkoły zakażony nowym koronawirusem - choćby bezobjawowo - i nie będzie nosić przez cały czas maseczki ochronnej, podobnie jak uczniowie w klasie, to istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że wskazana klasa stanie się ogniskiem zakażeń SARS-CoV-2. W warunkach polskiej szkoły może on nawet zarazić więcej uczniów, niż w omawianej analizie. A następnie te zakażone osoby będą transmitować wirusa na innych z otoczenia - podkreśla Bartosz Fiałek. I zauważa, że rok temu "głównym motorem napędowym tzw. drugiej fali epidemicznej związanej z COVID-19 w Polsce było właśnie otwarcie szkół". - W październiku liczba zakażeń nowym koronawirusem rosła, a na przełomie października i listopada mieliśmy już armagedon. Wydaje się, że teraz może być podobnie. Mamy bowiem do czynienia z najszybciej rozprzestrzeniającym się wariantem nowego koronawirusa - podkreśla lekarz. ZOBACZ: Gwiazdy świętują rozpoczęcie roku szkolnego - Otwieranie szkół może doprowadzić do znacznego wzrostu zagrożenia epidemicznego. Już teraz wzrost zakażeń wynosi już 15 proc. tydzień do tygodnia. Myślę, że w tym tygodniu przekroczymy 300 przypadków zakażeń SARS-CoV-2 w ciągu doby - dodaje. "Ministerstwo nie stanęło na wysokości zadania" Bartosz Fiałek podkreśla jeszcze: - Wydaje się, na podstawie informacji płynących od nauczycieli, że Ministerstwo Edukacji i Nauki nie stanęło na wysokości zadania, aby właściwie przygotować szkoły do pracy w dobie pandemii. Co można zatem teraz zrobić, aby ograniczyć ryzyko rozprzestrzeniania się nowego koronawirusa w salach lekcyjnych? Poza oczywistym, czyli zaszczepieniem się przeciw COVID-19. - Przede wszystkim należy przez cały czas pobytu w zamkniętych pomieszczeniach nosić maseczkę ochronną. Nie tylko na korytarzach, ale także w salach lekcyjnych, zarówno przez nauczycieli, jak i uczniów. Według dostępnych dowodów naukowych zmniejsza to ośmiokrotnie skumulowaną dawkę wirusa w pomieszczeniu. - Ważna jest też wentylacja - wtedy, kiedy można, wszystkie okna powinny być pootwierane na oścież. Podczas zimy zmniejsza to aż 14-krotnie ładunek wirusa w danej sali lekcyjnej. Trzeba zatem jak najczęściej wietrzyć klasy. - Jeżeli nie ma możliwości zachowania dwumetrowego dystansu między ławkami, trzeba odsunąć je na maksymalnie możliwą odległość. Ważne jest też częste mycie rąk i ich dezynfekowanie. I oczywiście zabrania się przychodzenia do szkoły z objawami infekcji - podsumowuje lekarz Bartosz Fiałek.