Karolina Olejak, "Rozmowy z Bloomerami": Co zasłania za duża bluza? Natalia Parandyk, autorka instalacji "7000 kalorii": - Poczucie niedoskonałości To chciałaś przekazać w swojej pracy? - Instalacja 7000 kcal to metafora ciała osoby z zaburzeniami odżywiania. Tona, zbieranych przez ponad pół roku, ubrań przykrywała schody, poręcze i przedmioty znajdujące się na klatce schodowej. To nadało jej znaczenie nieidealnego ciała człowieka, które usilnie przykrywamy kolejnymi warstwami tkanin. Ty też się tak przykrywałaś? - W pracy czerpię z własnych doświadczeń. Zaburzenia odżywiania sprawiają, że myślenie o jedzeniu zaczyna determinować codzienność, powoli przejmując kontrolę nad życiem. Przestajesz wychodzić z domu, nie widujesz się z ludźmi, bo spotkania towarzyskie często łączą się ze spożywaniem wspólnych posiłków. Myślisz, ile kalorii spalisz, idąc do sklepu, a ile biegając. Wybierasz to, co mniej kaloryczne, nie to, co smaczne. Oczywiście, o ile w ogóle wybierasz, bo w przypadku niektórych zaburzeń nie ma znaczenia, co dokładnie zjesz, liczy się chęć zaspokojenia "głodu emocjonalnego". To musi być bardzo wyczerpujące. - Tak, bo nie skupiasz się na życiu, ale liczysz, sprawdzasz, odmawiasz. Ciągle zastanawiasz się jak ukryć jedzenie? Jak zjeść mniej, czy też więcej? Gdzie zwymiotować? Jak ćwiczyć w środku nocy tak, żeby nikt nie usłyszał? Czasu na pozostałe myśli zostaje już niewiele. To pewnie niewiele jest też czasu dla bliskich? - Ciężko jest dbać o relacje z najbliższymi, kiedy nasze myśli krążą prawie bez ustanku wokół kalorii. Przestajemy zauważać potrzeby nie tylko swoje, ale także innych. Postanowiłaś o tym opowiedzieć. - Na pomysł stworzenia instalacji wpadłam podczas czytania Rzeczy Osobistych Karoliny Sulej. Ta niesamowita książka opowiada o ubraniach i rzeczach ludzi osadzonych niegdyś w obozach zagłady. Podczas lektury zaczęłam zauważać silną korelację między ubiorem i wyglądem człowieka, a jego stanem psychicznym. Zdecydowałam, że połączę moje własne doświadczenia z relacjami innych osób i stworzę projekt, który opowiada o ciele, jednocześnie wcale go nie pokazując. Nośnikiem komunikatu stały się rzeczy "najosobistsze" - ubrania. Najpierw sprawdziłaś, czy inni mają podobnie. - Przeprowadziłam ankietę i zapytałam, o kilka rzeczy. Najważniejszą była jednak relacja z własnym ubraniem. Wszyscy podkreślali wyjątkowe znaczenie odzieży w ich życiu. Na pytanie: "w czym czujesz się najlepiej i najbardziej komfortowo?" - odpowiedź niemal zawsze brzmiała: "W luźnym dresie i za dużej bluzie". Czyli wielu podzieliło twoją intuicję. - Zdecydowanie. Podczas trwania projektu dostałam masę listów mówiących o problemach ludzi chorujących. Czytałam o początkach, trwaniu i leczeniu zaburzeń, o znaczeniu i wartości przesyłanych ubrań. To pokazało mi, że ludzie chcą mówić, dzielić się własnymi doświadczeniami, a co jeszcze piękniejsze - chcą mówić poprzez sztukę i coraz częściej staje się ona komunikatem między nami a światem zewnętrznym. Ludzie wysłali ci swoje ubrania. Dostałaś ich ponad tonę. To pokazuje skalę problemu? - Rzeczywistość jest jeszcze bardziej brutalna. Przyjmijmy, że każda osoba na świecie, chorująca na zaburzenia, wyśle jeden T-shirt ważący 150 gramów. Zebralibyśmy wtedy ponad 10 tysięcy ton odzieży. Oddanie ubrań miało być formą pożegnania? - Raczej powiedzeniem sobie - wystarczy Czyli ubrania są zapisem naszej historii. - Potrafią być "pamiętnikiem choroby". Przypominają o tym, jak byliśmy zdrowi, o chwilach, kiedy było źle, o kompleksach, od których się zaczęło. Noszą ślady zwężania, zużycia. Każde jest inne, każde opowiada inną historię akceptacji, jej braku, historię ciała, cierpienia, ale też radości z ponownej nauki o swojej tożsamości. Ludzie wychodzący z choroby zmieniają swój styl ubierania? - To jedno z wielu pytań, na które chciałabym spróbować odpowiedzieć przy następnych artystycznych projektach.