Katechetka, która w piątki na lekcji sprawdza dzieciom kanapki. Jeśli są z mięsem, muszą trafić do kosza - ta historia obiegła niedawno polskie media. Temat nieodpowiednich zachowań prowadzących religię w szkole odżywa co jakiś czas. Według danych udostępnionych nam przez Konferencję Episkopatu Polski (bazujących na roczniku statystycznym statystycznego Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego z 2021 roku - liczby za 2020 rok) przedmiotu tego uczą: - Osoby świeckie 59,5 proc.; - Księża diecezjalni 30,9 proc.; - Siostry zakonne 6,4 proc.; - Zakonnicy 2,9 proc.; - Alumni/diakoni 0,3 proc. Ilu z nich dopuszcza się nieodpowiednich zachowań podczas katechezy? O konkretnych liczbach ciężko mówić, ponieważ wiele nadużyć nie jest nigdzie zgłaszanych, szczególnie gdy sytuacja ma miejsce w małej społeczności. - Czy teraz, czy 20 lat wcześniej proboszcz na wsi jest guru i kilka głosów sprzeciwu nie wystarczy - mówi Interii Justyna pochodząca z Lubelszczyzny. - W naszej podstawówce ksiądz ciągał dziewczynki za włosy. Chłopców łapał za spodnie i podnosił. Dostawaliśmy drewnianą linijką np. za to, że poszliśmy na mszę do innej parafii. Dzieci sikały ze strachu pod siebie. A on? Niewzruszony. Dziwne, bo sam miał zresztą dwójkę, która biegała czasem po plebanii. W sąsiedniej parafii udzielał ślubu... synowi. I - jak zawsze - każdy wiedział, nikt nie zgłaszał. Taka mentalność - uważa. Jej znajoma - Katarzyna - z większego miasta, dopowiada: - U mnie co prawda nie ksiądz, a katechetka powtarzała, że "goląc nogi, kusimy szatana". "Kolekcjonowałam minusy za nieobecność na niedzielnej mszy" Nieduża szkoła podstawowa na Suwalszczyźnie. - Ksiądz, mając małą parafię, doskonale ogarniał wzrokiem wszystkich obecnych na niedzielnych mszach. Pochodzę z katolickiej rodziny, ale nie bywaliśmy tam co tydzień. W każdy poniedziałek - sprawdzając obecność podczas katechezy - gnębił, dopytywał, dlaczego ktoś nie przyszedł do kościoła. "O, a ciebie znowu nie widziałem. Rodzice nie zawieźli?", "Roweru nie ma w domu?" - słyszałam. Dodam, że miałam wtedy dziewięć lat, a do świątyni osiem kilometrów przez las. Za ten "grzech" kolekcjonowałam więc minusy - wspomina Agata. Bicie i przywiązywanie do krzeseł Na Instagramie wątek ten podchwyca też Wioletta Pyzik - blogerka, w sieci znana jako Niewyparzona Pudernica. - Zaczęły do mnie spływać wiadomości pełne oburzenia. Między mną, a moją czytelniczką nawiązała się rozmowa na temat Kościoła, której fragment, za zgodą, udostępniłam. Potem coraz więcej osób pisało mi o swoich przeżyciach związanych z nieprzyjemnościami, jakie od najmłodszych lat spotkały ich ze strony Kościoła, księży, pastorów itd. Postanowiłam opublikować tę korespondencję, żeby nie zostawić sprawy ot tak i kombinowałam co jeszcze mogę zrobić, jak pomóc poza wsparciem i dobrym słowem - mówi Interii. Jej skrzynka zapełnia się co najmniej setką różnych historii. Facebook? Ponad 350 komentarzy z kolejnymi opowieściami. - Kilkanaście osób pisało do mnie, że chciało się tylko wygadać, a jego czy jej historię zna tylko mąż, przyjaciółka, albo jestem pierwszą osobą, której o tym mówią... To ludzie w różnym wieku, a skala jest przerażająco ogromna. Informując o nadużyciach na lekcjach religii, wspominali o znęcaniu psychicznym, fizycznym, a także molestowaniu. Przykłady? "Zakonnica-katechetka rzucała piórnikami i zeszytami uczniów, z którymi 'nie mogła sobie poradzić'. Te rzeczy latały przez okno, lądowały w koszu na śmieci, a jeden trafił za szafę w klasie. Potem uczeń musiał je zbierać"; "Zakonnica, która uczyła mojego syna w trzeciej klasie podstawówki przywiązała go na lekcji do krzesła, bo bawił się długopisem i nie słuchał. Innym dzieciom powiedziała, że jak będą przeszkadzać, to skończą tak samo. Skończyła ona - na komendzie, policji, kuratorium, a później zmieniono jej miasto, w którym pełni służbę"; "Ksiądz w liceum nazwał mnie ladacznicą, bo pomalowałam włosy na rudo. Inne koleżanki to 'wysłanniczki szatana', bo w lecie nie chodziły w golfach i kusiły go dekoltem. Złożyliśmy zbiorową skargę. Oczywiście zamieciona pod dywan, a ja zrezygnowałam z lekcji religii"; "W szkole podstawowej mojego syna ksiądz przydusił chłopca i uderzył nim o ścianę. Dlaczego? Bo kłócił się z kolegą. Sprawę zgłoszono dyrektorce, cała klasa potwierdziła wersję zaatakowanego, a klecha się wyparł. I co? Uwierzyła jemu". Mapa (nie)równości Fundacja Wolność od Religii działa na rzecz realnego rozdziału Kościoła od państwa oraz ochrony praw osób bezwyznaniowych. W marcu 2021 roku - w ramach programu "Równość w szkole" uruchamia narzędzie "Mapa (nie)równości", gdzie chętni mogą zgłaszać nieprawidłowości związane m.in. z organizacją lekcji religii i etyki w szkołach oraz przedszkolach, przemoc symboliczną, czy wszystkie inne nurtujące ich kwestie z tego zakresu. - Uczestnikom badania zapewniona jest pełna anonimowość, udostępniane są tylko informacje na temat szkół, co do których zgłaszane są wątpliwości. Osoby decydujące się wziąć udział w badaniu korzystają z listy wyboru z nieprawidłowościami. Skonstruowaliśmy ją zgodnie z naszymi wieloletnimi doświadczeniami pracy na rzecz osób podlegających indoktrynacji i dyskryminacji na tle religijnym w polskim szkolnictwie publicznym. Oprócz powyższego, uczestnicy badania, jeśli chcą przekazać fundacji dodatkowe informacje, mogą skorzystać z okienka tekstowego pozwalającego na wpisanie dowolnego komentarza - wyjaśnia Interii Dorota Wójcik, prezeska zarządu Fundacji Wolność od Religii. W ciągu roku (stan na koniec marca 2022), do organizacji zgłoszono 1550 nieprawidłowości na tle religijnym w szkołach publicznych, w tym również przemoc słowną, nękanie i dyskryminację przez katechetów świeckich i duchownych. "Należy wykluczać zachowania ryzykowne" Nieprawidłowości związane z lekcjami religii prowadzonymi przez duchownych zbierają też wydziały katechetyczne poszczególnych diecezji. Jak mówi nam kierownik Biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży ks. Piotr Studnicki, nikt nie prowadzi ogólnopolskich statystyk. Z pytaniem o dane z archidiecezji krakowskiej dzwonimy do dyrektora tamtejszego wydziału katechetycznego ks. Michała Kani. - A są zgłaszane jakiekolwiek? - pyta zdziwiony. Z ks. Studnickim poruszamy temat przemocy fizycznej i słownej. Czy w dyskusji o Kościele obecny jest on na szerszą skalę, czy raczej wszyscy skupiają się na wykorzystywaniu seksualnym? - Wśród osób zaangażowanych w profilaktykę wykorzystania seksualnego w Kościele nie ma wątpliwości, że nie sposób budować skutecznej prewencji przemocy seksualnej bez przeciwdziałania wszelkiego rodzaju zachowaniom przemocowym. Nie można reagować tylko na przestępstwa seksualne, a być ślepym lub obojętnym na inne formy krzywdzenia dzieci lub młodzieży. Dlatego instytucje kościelne, tworząc programy prewencji, wskazują na konieczność reagowania i przeciwdziałania wszelkiego rodzaju przemocy, w tym także seksualnej. "Z molestowaniem poczekał do moich osiemnastych urodzin" Z danych dostępnych na stronie Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego dowiadujemy się, że w okresie od 1 lipca 2018 roku do 31 grudnia 2020 roku - za lata 1958-2020 - wpływa 368 zgłoszeń dotyczących wykorzystywania seksualnego osób małoletnich przez duchownych. Blisko połowa pokrzywdzonych, których dotyczyły zgłoszenia, miała poniżej 15 roku życia (47 proc.). W obu grupach wiekowych udział chłopców i dziewcząt jest taki sam (po 50 proc.). Spośród osób, które miały być skrzywdzone wykorzystaniem seksualnym 61 (17 proc.) to uczestnicy duszpasterstwa, wspólnoty lub ruchu, 25 (7 proc.) - członkowie scholii lub chóru. Nasza rozmówczyni - Wiktoria - pada ofiarą przemocy seksualnej tuż po osiemnastych urodzinach, ale - jak podkreśla - proces "uwodzenia" zaczyna się dużo wcześniej. - W liceum śpiewałam w zespole kościelnym. W pewnym momencie przejął go inny ksiądz - W. - bez misji kanonicznej (spowodował wypadek po alkoholu), nie mógł nauczać religii. Zaczął mnie podchodzić, osaczać, zwierzać z trudnej sytuacji z rodzicami (bicie, znęcanie) oraz związku z kobietą... Pochodzę z rodziny mocno dysfunkcyjnej (alkohol, przemoc), byłam wtedy bardziej podatna na takie wpływy. Uległam. Zaufałam. W. okazał mi współczucie i zrozumienie, po czym zaczął mnie molestować. Wiedział, kiedy wykorzystać odpowiedni moment, czekał do dnia aż będę pełnoletnia. Kobieta próbuje wyrwać się z "błędnego kręgu", ale nikt jej nie wierzy. - Więcej, to ja miałam być wszystkiemu winna. W końcu jego "podchody" stały się tak namolne, męczące i niebezpieczne, że musiałam gdzieś uciec. Wyjeżdża na studia. Daleko od W. Wciąż dostaje jednak telefony, smsy i listy. - Raz nawet zawitał na moją stancję. Na szczęście, nie było mnie wtedy w mieszkaniu. O zajściu powiedział mi współlokator. Żadne próby zgłoszenia tego gdzieś wyżej nie robiły na tym księdzu większego wrażenia. W międzyczasie poznałam swojego obecnego męża. Dopiero, gdy powiedziałam mu o tym, odbierając w końcu w nerwach jego setny telefon, odpuścił. Płakał. Ja, nie mogąc tego dłużej znieść, rozłączyłam się i zablokowałam jego numer. Nie wiem, czemu wcześniej tego nie zrobiłam. Wiktoria nie ma kontaktu z duchownym. Minęło osiem lat. Dlaczego nie zgłosi sprawy na policję (to przestępstwo jeszcze się nie przedawniło)? - Nie chcę znów budzić demonów. Jest już dużo lepiej. Przepracowałam to. Wykorzystywanie seksualne w Kościele. "Zmieniło się wiele i niewiele" Justynę Kaczmarczyk - autorkę książki "Zranieni. Rozmowy o wykorzystywaniu seksualnym w Kościele" oraz dziennikarkę Interii - pytamy o to, czy w perspektywie kilku lat, szczególnie po filmach braci Sekielskich, Kościół Katolicki zmienił narrację w kwestii molestowania. - W ostatnich latach w Kościele jednocześnie i wiele, i niewiele się zmieniło. Na pewno plusem jest to, że w diecezjach powołano delegatów do spraw osób pokrzywdzonych, których zadaniem jest m.in. przyjmowanie zgłoszeń. To głównie księża, ale pojawiają się też kobiety, delegatki. Są też duszpasterze pokrzywdzonych, kuratorzy księży i zakonników oskarżonych lub skazanych za przestępstwa seksualne. Funkcjonuje telefon zaufania dla pokrzywdzonych sióstr zakonnych. Działają Centrum Ochrony Dziecka, biuro delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, Fundacja Świętego Józefa. Jest też oddolna inicjatywa świeckich katolików prowadzących telefon zaufania "Zranieni w Kościele". To niemało. Ale mentalności ludzi nie zmieni się tak szybko. Niestety, model myślenia o Kościele jak o oblężonej twierdzy, gdzie każde wskazanie problemu w nim traktowane jest jak atak, wciąż jest w pewnych kręgach żywy. Dlatego osoby pokrzywdzone, które zdecydowały się zgłosić swoją krzywdę, spotykają się nieraz z absurdalnym zarzutem, że są wrogami Kościoła. Z takim samym zarzutem spotykają się dziennikarze nagłaśniający przypadki wykorzystywania seksualnego przez niektórych księży. Według niej jednym z większych grzechów Kościoła, którego nie uniknięto też w Polsce, jest niesłuchanie pokrzywdzonych. - Niewierzenie im. Także wtedy, gdy w ich imieniu pytania zadają jest dziennikarze. Czerwona lampka się zapala, ale nie tam, gdzie trzeba. "Ochronić instytucję, a nie pokrzywdzonych" - póki takie myślenie będzie dominowało, każdy krok w stronę oczyszczenia Kościoła i ochrony dzieci będzie niwelowany przez kilka kroków wstecz w stronę obrony wizerunku - puentuje.