54-letni Martin Coleman z Norfolk w Wielkiej Brytanii wracał do domu, kiedy nagle źle się poczuł. Mężczyzna zaczął odczuwać bóle w klatce piersiowej i kołatanie serca. Postanowił więc zjechać na parking sklepowy i w czerwcu ubiegłego roku, około 22:15 postanowił wezwać pogotowie. Podczas zgłoszenia miał powiedzieć: - Myślę, że ma atak serca - podaje "Daily Mail". Dyspozytor zalecił Colemanowi, żeby się wygodnie ułożył i czekał na medyków. 54-latek przesiadł się na tylne siedzenie vana. Mężczyźnie powiedziano również, żeby nie dzwonił do przyjaciół czy rodziny, po to, żeby mieć wolną linię telefoniczną. Z tego powodu nie wezwał innej pomocy. Norfolk: Cierpliwie czekał na przyjazd karetki. Zmarł na parkingu Parking, na którym czekał mężczyzna z podejrzeniem ataku serca oddalony jest od szpitala o około 15 minut, jednak jak zaznacza portal, 54-latek czekał na przyjazd karetki pięć godzin. Po godzinie 23 zadzwonił do niego dyspozytor, jednak Coleman nie odebrał. Medycy zjawili się jakiś czas później, o 3:30 nad ranem. Niestety, po kilku godzinach oczekiwania, na pomoc było już za późno - w samochodzie znaleziono martwego mężczyznę. Teraz odbyło się dochodzenie w sprawie śmierci Martina Colemana. Jego córka Roxanne powiedziała śledczemu wyjaśniającemu śmierć jej ojca, że był on "silnym i dumnym człowiekiem, który wezwałby karetkę tylko wtedy, gdyby naprawdę jej potrzebował". - Nie będzie statystyką, tylko człowiekiem, którego się kocha i za którym się tęskni - dodała. Czekał na pomoc. W okolicy nie było wolnej karetki W trakcie dochodzenia ujawniono, że telefon odebrał dyspozytor w Newcastle - działało to na zasadach porozumienia, aby pomóc innym jednostkom w momentach największego zapotrzebowania pomocy. Połącznie zostało zaklasyfikowane jako wezwanie drugiej kategorii. "90 proc. takich wezwań powinno zostać zrealizowanych w ciągu 40 minut - przy średnim czasie reakcji wynoszącym 18 minut" - dodaje "Daily Mail". Chris Hewitson, kierownik ds. bezpieczeństwa pacjentów w East of England Ambulance Service Trust (EEAST) zaznaczył, że w czasie, kiedy 54-latek wzywał pogotowie, nie dysponowano żadną wolną karetką, nie było również wolnych ratowników pierwszego kontaktu. Córka zmarłego zastanawia się, dlaczego po tym, jak ojciec nie odebrał telefonu, nie postarano się przyspieszyć procesu. Zapytała również, dlaczego wzywających pomoc nie prosi się o podanie alternatywnego kontaktu. David Allen, dyrektor operacyjny EEAST, podkreślił, że służby borykają się z presją, pomimo wysiłków zmierzających do poprawy sytuacji. - Czasami możemy mieć do 30 ambulansów czekających poza szpitalem w Norfolk i Norwich w jednym czasie - dodał. Yvonne Blake badająca sprawę śmierci Colemana powiedziała, że mężczyzna zmarł na atak serca, jednak nie była w stanie określić dokładnego czasu śmierci. Chcesz skomentować artykuł? Zrób to na Facebooku!