Johnston wyprowadzała na spacer psy z sąsiedztwa Caterham w angielskim hrabstwie Surrey. Z relacji świadków wynika, że kobieta nie panowała nad zwierzętami. Jedno z nich miało rzucić się na przypadkową spacerowiczkę i ugryźć ją w rękę. Kobieta musiała ratować się ucieczką. Ostatecznie ugryzienie było na tyle poważne, że musiała zgłosić się do szpitala. Psy rzuciły się na kobietę. Relacja świadków Niedługo po pierwszym ataku, Johnston sama padła ofiarą zwierząt. Świadkowie twierdzą, że kobieta została otoczona przez psy, które gryzły ją i ciągnęły za kończyny. Mimo wezwania na miejsce policji i pogotowia, życia 28-latki nie udało się uratować. Choć do ataku doszło 12 stycznia, to dopiero teraz policja ujawniła tożsamość ofiary. Przekazano również, że wyłapano wszystkie psy, z którymi spacerowała - jamniki, cockapoo, collie, a także blisko 70-kilogramowego leonbergera, który w przeszłości miał sprawiać problemy wychowawcze. - Wszystkie psy były na smyczy. Nie wiem, dlaczego zaczęły ją atakować. Być może próbowała interweniować, gdy psy zaczęły się gryźć między sobą - twierdzi jeden ze świadków w rozmowie z "Daily Mail". Sąd decyduje o przyszłości zwierząt i właścicieli Psy zostały umieszczone w prywatnych hodowlach, a o ich losie zdecyduje sąd. Brytyjskie prawo przewiduje, że właściciele psów, które zabiją człowieka mogą zostać skazani na 14 lat pozbawienia wolności. W przypadku spowodowania obrażeń przewidziana jest kara do 5 lat więzienia lub kara grzywny. Na ten moment w sprawie nikomu nie postawiono zarzutów. Sekcja zwłok ofiary wykazała, że przyczyną śmierci kobiety były wielokrotne ugryzienia w szyję, krwotok i przerwanie lewej żyły szyjnej. - Prowadziła po prostu zbyt dużo zwierząt. W takim przypadku nie jesteś w stanie utrzymać kontroli. Można to porównać do ataku watahy wilków - psy wpadły w szał i działały jak stado - powiedziało "Daily Mail" źródło zbliżone do sprawy.