Do zdumiewającego incydentu zawstydzającego niemieckie służby i ochronę kanclerza Niemiec doszło w środę w nocy, kiedy Olaf Scholz wracał z Frankfurtu nad Menem z uroczystości 25. rocznicy powstania Europejskiego Banku Centralnego. Kiedy kolumna pojazdów VIP podjeżdżała o godz. 23 w pobliże samolotu, nie zauważono, że dołączył do niej prywatny samochód. Po zatrzymaniu się na płycie lotniska, z auta wysiadł mężczyzna (później okazało się, że był to 48-latek o grecko brzmiącym nazwisku), podbiegł do kanclerza, uścisnął mu dłoń, a następnie... serdecznie objął. Media: Służby powinny spalić się ze wstydu Ochrona kanclerza dopiero po chwili zorientowała się, że osoba, która do niego podbiegła nie należy do delegacji. Wprawdzie nikomu nic się nie stało, ale niemieckie media piszą, że służby powinny spalić się ze wstydu. Poproszony o komentarz do zajścia rzecznik rządu stwierdził, że "zasadniczo może potwierdzić raport". Rzeczniczka Federalnego Urzędu Policji Kryminalnej (BKA) podkreślała w rozmowie z dziennikiem "Bild" że "nikt nie został ranny". - Mężczyzna został aresztowany przez policję federalną. Nie stawiał oporu - wyjaśniła.