Na Obamę głosowałoby 51 procent zarejestrowanych wyborców, a na Romneya - 45 procent. W sondażach po raz pierwszy prezydent ma taką wyraźną przewagę nad faworytem GOP; poprzednio obaj mieli poparcie podobnego odsetka wyborców, a różnice mieściły się w granicach błędu statystycznego. 50 procent Amerykanów aprobuje sposób sprawowania urzędu przez Obamę, a 46 procent wystawia mu negatywną ocenę. Są to najlepsze notowania od maja ub.r., kiedy poparcie dla prezydenta wzrosło powyżej 50 procent po likwidacji przez komandosów amerykańskich Osamy bin Ladena. Społeczeństwo amerykańskie jest jednak równo podzielone w opinii, czy Obama zasługuje na drugą kadencję - 49 procent uważa, że tak, ale taki sam odsetek jest przeciwnego zdania. Podobnie podzieleni w ocenie prezydenta są niezależni wyborcy, których preferencje zwykle uchodzą za decydujące o zwycięstwie w wyborach. 47 procent niezależnych dobrze ocenia Obamę, a 50 procent wystawia mu notę negatywną. Jest to jednak wyraźny postęp w porównaniu z jesienią ub.r., kiedy tylko 34 procent niezależnych oceniało go przychylnie. Obama cieszy się większym zaufaniem niż Romney w takich sprawach jak ochrona klasy średniej - 56 procent ufa raczej jemu niż kandydatowi GOP, którego wybiera 37 procent - polityka zagraniczna, walka z terroryzmem, a nawet polityka podatkowa. Więcej Amerykanów ufa jednak Romneyowi niż Obamie, jeśli chodzi o poprawę stanu gospodarki (50 procent versus 44 procent) i zrównoważenie budżetu (52 procent v. 30 procent). Zdaniem komentatorów, ostatni spadek notowań Romneya, mimo jego sukcesów w walce o nominację prezydencką w GOP, wiąże się z krytyczną oceną jego wystąpień i całej kampanii republikańskich kandydatów w prawyborach, pełnej wzajemnych ataków personalnych. Amerykanie lepiej odebrali orędzie o stanie państwa wygłoszone niedawno przez Obamę w Kongresie.