Samolotem C-130 "Hercules" leciało pięciu członków załogi i czterech żołnierzy portorykańskiej Gwardii Narodowej. Maszyna runęła na ruchliwą autostradę stanową 21, w pobliżu linii kolejowej, tuż po starcie z lotniska w Savannah. "To absolutny cud, że nie spadła na samochody" - powiedziała przedstawicielka lokalnych władz. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną katastrofy. Samolot, który m.in. w ubiegłym roku brał udział na Karaibach w operacjach niesienia pomocy po huraganach Irma i Maria, był już bardzo wysłużony, miał ponad 60 lat. Rozbił się podczas swojego ostatniego lotu do Arizony, gdzie miał zostać zezłomowany. Prezydent Donald Trump przekazał kondolencje rodzinom i bliskim ofiar. To kolejnych wypadek w siłach powietrznych USA w ostatnim czasie. Na początku kwietnia, w ciągu zaledwie dwóch dni, doszło do trzech katastrof amerykańskich samolotów wojskowych, w których zginęły cztery osoby. Specjalistyczna gazeta "Military Times" podała, że od 2013 roku liczba wypadków z udziałem samolotów wojskowych USA wzrosła o 40 proc. Według gazety ma to związek z malejącymi na skutek cięć budżetowych nakładami na szkolenie pilotów.