USA: Kandydaci w wyborach śmieszą, tumanią, przestraszają
Kampania przed tegorocznymi wyborami do Kongresu i wyborami gubernatorów w USA obfituje w nietypowych kandydatów, głównie popieranych przez konserwatywną Tea Party, których dziwaczne wypowiedzi szokują albo rozśmieszają opinię publiczną.
Na Alasce miejscowy kandydat do Senatu z ramienia Republikanów, popierany przez Partię Herbacianą Joe Miller, nieistniejącą od 20 lat komunistyczną NRD uznał za wzór dla Ameryki w uszczelnieniu granic przed nielegalnymi imigrantami.
- Pierwsza rzecz, którą trzeba zrobić (aby ograniczyć nielegalną imigrację - red.), to zabezpieczyć granice. Niemcy Wschodnie były w tym bardzo dobre. Oczywiście, inne rzeczy były z tym związane... Jako wielki kraj mamy możliwości zabezpieczenia granic. Jeśli Niemcy Wschodnie mogły, to i my możemy - powiedział kandydat.
W czasie zimnej wojny policja i wojsko w NRD strzelały do osób usiłujących przejść przez mur berliński do Berlina Zachodniego. Wielu uciekinierów zabito.
Miller nie powiedział, czy proponuje podobne metody wobec Latynosów próbujących przedostać się do USA. W sondażach zdecydowanie prowadzi ze swym demokratycznym rywalem.
W stanie Nowy Jork kandydat Partii Republikańskiej (GOP) na gubernatora Carl Paladino wysyłał do znajomych obsceniczne e-maile i wielokrotnie atakował homoseksualistów jako dewiantów. Kiedy jeden z dziennikarzy go skrytykował, zagroził, że go "usunie".
W Delaware jako kandydatkę do Senatu wyborcy GOP wybrali Christine O'Donnell, która kilkanaście lat temu zwierzyła się, że "próbowała czarów". Jako działaczka religijnej prawicy kwestionuje też teorie ewolucji Darwina i wzywa do nauczania w szkołach kreacjonizmu.
W stanie Kentucky demokratyczny kandydat do Senatu Jack Conway w debacie telewizyjnej w niedzielę oskarżył swego republikańskiego przeciwnika Randa Paula, że na studiach, wraz z kolegami, "związał kobietę i kazał jej klęczeć przed fałszywym bożkiem nazwanym Aqua Budda". Zarzucił mu też należenie w przeszłości do tajnego stowarzyszenia, które kpiło z chrześcijaństwa.
Paul z oburzeniem odrzucił te zarzuty i wyjaśnił, że incydent z "Buddą" był żartem studenckim. Po debacie odmówił podania ręki Conwayowi.
W dwa dni potem notowania Conwaya w sondażach poszły lekko w górę.
INTERIA.PL/PAP