Wołodymyr Horbacz, analityk z kijowskiego Instytutu Współpracy Euroatlantyckiej, pokasłuje (przeziębił się na Majdanie) i popija gorącą herbatę. Uważa, że naiwnością było sądzić, że rząd zostanie odwołany. - Oligarchowie - tłumaczy - kontrolują "swoich" deputowanych z różnych frakcji i można było przewidzieć, że tak się to skończy. Tym bardziej, że politycy opozycji wykonali kiepską polityczną robotę i prawie w ogóle nie prowadzili żadnych negocjacji. - W ten sposób - uważa Horbacz - władza zademonstrowała swoją siłę. Janukowycza wysłali do Chin, żeby przeczekał całą awanturę, i wszyscy mają nadzieję, że wróci już do innej politycznej rzeczywistości. - A wróci? - Pytam. - Co, jeśli Majdan się rozejdzie, a Ukraina wstąpi, jak chce Rosja, do Unii Celnej, którą tworzy Moskwa razem z Białorusią i Kazachstanem? - Na zachodzie kraju - potwierdza Horbacz słowa lwowiaka z Majdanu - mogą nasilić się separatystyczne tendencje. To samo kilkanaście minut później powtórzył Arsenij Jaceniuk, szef opozycyjnej "Batkiwszcziny". Razem z innymi przywódcami opozycji, Witalijem Kliczką z partii "UDAR" i Ołehem Tiahnybokiem ze "Swobody", pojawili się na telebimach nad majdanową sceną, jak hologram Obiego-Wan-Kenobiego w "Gwiezdnych wojnach". Gdy tylko opozycyjny triumwirat pojawił się nad Majdanem, ludzie zaczęli uciszać się nawzajem, nawoływać. Mówili wszyscy trzej, po kolei. Ostatni, Jaceniuk, krzyczał z ekranu, że obecny rząd doprowadził państwo do bankructwa, że to wina obecnego rządu, że Zachód nie chce udzielać kredytów skorumpowanej gospodarce, bo wie doskonale, gdzie te kredyty trafią. Tiahnybok i Kliczko stali po obu stronach Jaceniuka i kiwali głowami. - Janukowycz rozbija kraj! - Krzyczał prawie Jaceniuk. - Rozbija unitarne państwo ukraińskie! Triumwirat wezwał naród do pozostania na ulicach do ostatecznego zwycięstwa, czyli do rozpisania nowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich, po czym zniknął, a na ekranie lud znów zobaczył samego siebie, czyli rewolucję. Horbacz również uważa, że obecne władze mogą sprowokować rozłam, ciągnąc kraj na wschód, w stronę rosyjskiej kultury, polityki, a obecnie - również gospodarki. Zachód Ukrainy, według Horbacza, może się na to nie zgodzić. - A co będzie - pytam - jeśli nic się nie zmieni? Jeśli Ukraina nie pójdzie ani w jedną, ani w drugą stronę? Jeśli nadal będzie tak, jak jest? Co jest na rękę, dajmy na to, choćby oligarchom? Przecież gdyby prowadzone przez nich interesy miały zostać poddane europejskim kontrolom... - Oligarchowie sobie poradzą - mówi Horbacz. - Dostosują się, nauczą się sobie radzić z europejskim prawem. Zresztą, Ukraina do Unii nie wchodzi, mowa dopiero o umowie stowarzyszeniowej. Horbacz twierdzi, że oligarchowie nie chcą do Rosji, bo Rosja ich sobie podporządkuje. W zawieszeniu, pozornie wygodnym, nikt nie chce trwać, bo Ukraina jest na skali bankructwa i obecnego stanu rzeczy utrzymywać się nie da. - Z Unią też - mówi - chodzi przecież tylko o pieniądze. Jeśli stanie się cud i powrócimy do tematu umowy stowarzyszeniowej z UE, to tylko po to, żeby Janukowycz dostał kredyty i uratował swoją skórę, wyciągając Ukrainę z bankructwa. A całe to gadanie o unijnych wartościach - Horbacz macha ręką - to u Janukowycza tylko takie bla-bla-bla...