"Pole szczątków zostało odnalezione w obrębie obszaru poszukiwań blisko Titanica. Eksperci wewnątrz połączonego dowództwa analizują informacje" - poinformowano na Twitterze. Więcej informacji ma być podane na konferencji prasowej, która odbędzie się wieczorem polskiego czasu. Póki co nie ma jednak pewności, czy znalezione szczątki to elementy poszukiwanej łodzi podwodnej Titan. Jednak po 19:25 BBC przekazało informacje od Davida Mearnsa, eksperta ds. ratownictwa oraz przyjaciela pasażerów Titana, który stwierdził, że odnalezione w rejonie poszukiwań szczątki to "rama do osiadania i tylna osłona z łodzi podwodnej", czyli dwie jego główne części. - Pole szczątków oznacza rozpad łodzi podwodnej (...). To naprawdę wskazuje na najgorszy scenariusz, który jest katastrofalną awarią i ogólnie jest to implozja - ocenił Mearns - Jedyną łaską w takich sytuacjach są wydarzenia natychmiastowe, dosłownie w milisekundach, wtedy mężczyźni nie wiedzieliby, co się dzieje - dodał. Mearns osobiście znał brytyjskiego miliardera Hamisha Hardinga i francuskiego nurka Paula-Henri Nargeoleta. Powiedział, że spełniły się jego najgorsze obawy, choć modlił się o inne zakończenie. - Dwaj moi przyjaciele zginęli - powiedział Mearns. Admirał: Titan mógł implodować Podobnego zdania jest, według Sky News, admirał sir James Burnell-Nugent, były dowódca Royal Navy, który powiedział, że "charakter informacji sugeruje, że te szczątki są w jakiś sposób powiązane z Titanem". - Oczywiście wokół Titanica znajduje się duże pole szczątków i różne rzeczy, które widzieliśmy wydobyte z Titanica, pochodzą z tego pola. Obejmuje ono kilka hektarów - mówił Burnell-Nugent. - Myślę jednak, że gdyby to były szczątki Titanica, Straż Przybrzeżna zrobiłaby rozróżnienie w swojej informacji. Tak naprawdę jest to prawdopodobnie ponura wiadomość, która sugeruje, że Titan mógł implodować pod ogromnym ciśnieniem wody morskiej, gdy poruszał się w głąb oceanu - oświadczył admirał. Ekspert nie daje załodze szans Były kapitan amerykańskiej Marynarki Wojennej David Marquet w rozmowie z NBC News ocenił, że szanse na uratowanie załogi Titana są bliskie zeru. Według niego, mało prawdopodobne jest, by pięć osób na pokładzie mogło przeżyć dłużej niż 96 godzin, na które starczały zapasy tlenu w łodzi. Ekspert przypomniał, że według szacunków, zapasy powietrza miały wyczerpać się w czwartek o godz. 13 w Polsce. - Te rzeczy generalnie działają zgodnie z zaprojektowanymi specyfikacjami, ale ich magicznie nie przekraczają - powiedział. Innego zdania jest jednak współżałożyciel firmy OceanGate, do której należy zaginiona jednostka. Guillermo Soehnlein, który odszedł z firmy w 2013 r., ale pozostaje udziałowcem, stwierdził, że będący na pokładzie szef firmy Stockton Rush wie, jak wydłużyć czas wykorzystania zapasów tlenu. - Jestem pewien, że Stockton i reszta załogi już parę dni temu zdali sobie sprawę, że najlepszą rzeczą, jaką mogą zrobić, by zapewnić sobie ratunek, jest przedłużenie czasu wykorzystania zapasów tlenu poprzez relaksowanie się tak bardzo, jak to możliwe - powiedział cytowany przez "Washington Post". - Mocno wierzę w to, że okno czasowe dla ich uratowania jest większe, niż uważa większość ludzi - dodał. Wcześniej dowódca amerykańskiej Straży Wybrzeża poinformował, że mimo doniesień, że załodze mogło zabraknąć tlenu, akcja poszukiwawczo-ratunkowa będzie kontynuowana przez cały czwartek. - Używamy wszelkich dostępnych danych i informacji w tych poszukiwaniach, ale ważnym czynnikiem jest wola życia ludzi - powiedział kontradmirał John Mauger. Dodał, że do akcji włączono również zdalnie sterowany pojazd podwodny (ROV) Magellan, należący do Explorers Club, stowarzyszenia, którego członkami jest dwóch pasażerów Titana. Pięć osób na pokładzie Titana Titan, mała komercyjna łódź podwodna firmy OceanGate, poszukiwana jest od niedzieli, kiedy straciła łączność 105 minut po rozpoczęciu czterokilometrowej podróży na dno Atlantyku by zwiedzić wrak Titanica. Na jej pokładzie znajdują się brytyjski miliarder i podróżnik Hamish Harding, pochodzący z jednej z najbogatszych pakistańskich rodzin Shahzada Dawood i jego syn Suleman, współzałożyciel OceanGate Stockton Rush oraz francuski nurek Paul-Henry Nargeolet. Według brytyjskich mediów każdy z uczestników wyprawy musiał zapłacić 250 tys. dolarów. Stacja CNN informowała natomiast, że łódź była zaprojektowana tak, by samoczynnie zrzucić balast i wynurzyć się po 24 godzinach od zanurzenia. Mimo przeszukania ponad 25 tys. km kw. Atlantyku nie odnaleziono jej dotąd ani na powierzchni, ani pod wodą.