"Święty Hugo Chavez" wskazuje kolejnego prezydenta
W niedzielę, w dniu wyborów prezydenckich w Wenezueli kładziono kwiaty i zapalano świeczki przed kapliczką "świętego Hugo Chaveza" w Caracas. Zwolennicy zmarłego prezydenta modlili się, by wygrał Nicolas Maduro, którego Chavez wyznaczył na swego kontynuatora.
Chory na raka Chavez apelował do swoich sympatyków, aby w wyborach zagłosowali na ówczesnego wiceprezydenta Maduro; życzenie to dla wielu stało się niemal świętym zobowiązaniem.
Na ołtarzyku przy ruchliwej ulicy w rejonie 23 de Enero, slumsowatego osiedla "23 stycznia" w Caracas wisi plakat z portretem Chaveza. 23 stycznia 1958 roku w Wenezueli upadła dyktatura Marcosa Pereza Jimeneza, obalona przez oddolny ruch masowy. Datę tę w Wenezueli przyjęto za narodowy dzień walki.
57-letnia gospodyni domowa Carmen Figueroa przyciska rękę do wizerunku byłego przywódcy, mówiąc: "Przyszłam tu prosić mego comandante o błogosławieństwo, żeby ten, którego on sam wybrał, Maduro, poprowadził dalej jego dzieło".
Ołtarzyk wzniesiono spontanicznie w pobliżu wojskowego budynku zamienionego na muzeum i kaplicę, w której w marmurowym sarkofagu spoczęły zwłoki prezydenta, zmarłego 5 marca.
"Nie chcieli tam kwiatów ani świeczek, ale ludzie chcieli je zostawiać dla comandante, dlatego miejscowa społeczność zdecydowała się postawić coś takiego" - powiedziała 48-letnia Elizabeth Torres, która ma swój kiosk w pobliżu i opiekuje się kapliczką.
Wypisano na niej białą farbą "Święty Hugo Chavez z 23". Odwiedzają ją tysiące chavistów - zwolenników nurtu nazwanego chavizmem od nazwiska Chaveza, który w publicznych wystąpieniach odwoływał się do marksizmu, dążąc do socjalistycznych reform w kraju i sprzeciwiając się dominacji USA. Ruch był wyrazem poparcia dla prezydenta Wenezueli. A zmarły prezydent dla niektórych jest naprawdę "święty".
Pod prostym dachem z blachy na ścianie wisi plakat ukazujący twarz Chrystusa dźwigającego krzyż i... salutującego mu Chaveza w mundurze i czerwonym berecie. Na podłodze leżą liczne wizerunki Chaveza, ale również katolickich świętych. Ofiary zaś to nie tylko kwiaty i świeczki; zgodnie z latynoskimi zwyczajami wotum ofiarnym może być cygaro, szklanka wody czy filiżanka kawy - co kto ma i może dać. A Chavez zwykł był, zanim podjął kurację antynowotworową, pić kawę za kawą jak dzień długi.
Śmierć 58-letniego przywódcy umocniła tylko jego podobny do kultu status wśród chavistów, którzy podziwiali jego trzeźwy styl, skromne pochodzenie, płomienną antyimperialistyczną retorykę, a przede wszystkim przeznaczenie dochodów ze znacjonalizowanej ropy naftowej na programy społeczne.
Kiedy pięć lat temu ogłaszał zakończenie procesu renacjonalizacji złóż w atmosferze fiesty, krzyczał "Precz z imperium USA!", ogłaszając historyczne zwycięstwo nad wyzyskiem amerykańskich koncernów. Po nacjonalizacji zasobów ropy naftowej i przy zachowaniu przez Wenezuelę pozycji jednego z głównych dostawców tego surowca do Stanów Zjednoczonych wenezuelski PKB wzrósł w latach 1999-2011 - wg danych IndexMundi - z 182,8 do 378,9 mld dolarów.
Nicolas Maduro, były kierowca autobusowy, był jednym z najbliższych doradców Chaveza. Ale Chaveza otaczała charyzma, a jego "pomazaniec" jest człowiekiem spokojnym. Chavez wyznaczył 50-letniego wiceprezydenta i szefa dyplomacji na swego następcę jeszcze przed nawrotem raka. "To całkowity rewolucjonista, człowiek o wielkim doświadczeniu pomimo młodego wieku, ogromnie oddany i zdolny do pracy, do przywództwa i umiejętnie postępujący w trudnych sytuacjach" - chwalił go Chavez. Jednak obserwatorzy, a także ludzie ze ścisłego kręgu dotychczasowej władzy zwracają uwagę, że Maduro nigdy dotychczas nie był poddany próbie wyborczej.
Zwolennicy opozycyjnego kandydata Henrique'a Caprilesa Radonskiego, który w sondażach przedwyborczych pozostawał w tyle za Maduro, mówią, że wiceprezydent cynicznie wykorzystuje pamięć Chaveza do utrwalenia swego wyniesienia do władzy.
Chavez wzbudzał także nienawiść - czego ilustracją może być oblewanie szampanem wiadomości o jego śmierci. Ale zdaniem pani Figueroa świętujący śmierć Chaveza nie doceniają wpływu, jaki wywarł na lud i masy. "Nigdy nie zrozumieją. Przed Chavezem byliśmy ciemnymi, upokarzanymi ignorantami. Biednym przyniósł on z powrotem ich godność" - powiedziała, umieszczając malutki wizerunek Maduro pod plakatem z Chavezem.
Za ponownym zwycięstwem zwolenników "rewolucji boliwariańskiej" i reform społeczno-gospodarczych, które Chavez nazwał "socjalizmem XXI wieku", przemawia niemal nieprzerwany ciąg zwycięstw w poprzednich wyborach w ostatnich 14 latach. W miesiąc po śmierci "comandante Chavez", były komandos, wciąż pozostaje przywódcą rewolucji.