Gazeta zauważa, że w minionych miesiącach, gdy ewidentna stawała się słabość UE i niektórych krajów, coraz bardziej widoczne było w Niemczech poczucie własnej siły. "Wobec swych sąsiadów Niemcy występowały nie tylko jako najważniejszy gospodarczo kraj Unii, ale także jako ten kraj, który wszystko zrobił właściwie - czy chodzi o reformę rynku pracy czy też o walkę z nadmiernym zadłużeniem. Rezultatem tego była wiodąca rola kanclerz Angeli Merkel, uzasadniona nie tylko ekonomicznie, ale i wręcz moralnie" - ocenia dziennik. "Patrząc z tej perspektywy, po ostatnim szczycie UE porządek świata, a przynajmniej jego europejskiej części, nie jest już taki sam. Nie dlatego, że Merkel została zmuszona do kompromisów. To zdarzało się już wcześniej. Ale bardziej dlatego, że, jak się wydaje, przypłaciła to utratą swej oczywistej, wiodącej roli. W Brukseli Merkel została zaskoczona zdecydowaniem włosko-hiszpańskiego sojuszu, popieranego przez Francję. Okazało się, że bez silnych partnerów także Niemcy są słabe - pisze "Sueddeutsche Zeitung". "Doszło do kilku przesunięć w układzie sił" Zastrzega, że szczytu UE nie należy porównywać do Kongresu Wiedeńskiego. Nie wytyczono nowych granic ani nie pojawiły się nowe mocarstwa. "Doszło jedynie do kilku przesunięć w układzie sił, co nie jest czymś niezwykłym po zmianach rządów" - ocenia. Szczególnie dotyczy to relacji między Niemcami a Francją pod rządami nowego prezydenta Francois Hollande'a. "Unii grozi konflikt między północą a południem, który może pożreć wszystko, co dotychczas osiągnięto dzięki europejskiej integracji" - ocenia "Sueddeutsche Zeitung". Częścią tego obrazu jest "najwyraźniej niezachwiane i wspierane przez rząd federalny przekonanie Niemców, że do kryzysu doszło przede wszystkim dlatego, bo leniwi południowi Europejczycy żyli ponad stan". Z kolei druga część to przekonanie, że "Niemcy czerpali korzyści z euro i wspaniale żyli na koszt pozostałych Europejczyków". "Żaden fundusz ratunkowy nie uratuje euro, jeśli Unii Europejskiej nie uda się przezwyciężyć tej nieufności. Dlatego poruszenie w brukselskim układzie sił daje wielką szansę. Merkel zmniejszyła się do ludzkich rozmiarów, co może być pomocne w budowaniu zaufania. Osobiście Merkel będzie mieć za złe premierowi Włoch Mario Montiemu, że w nocy na szczycie zastosował kilka sztuczek. Ale politycznie potrzebuje ona sojuszu z Montim nawet tak bardzo, jak sojuszu z Hollande'em" - ocenia "Sueddeutsche Zeitung".