Skazana na 86 lat za atak na agentów USA
Na 86 lat więzienia skazał sąd w Nowym Jorku pakistańską neurobiolożkę Aafię Siddiqui za atak na amerykańskich żołnierzy i agentów FBI, którzy przesłuchiwali ją w Afganistanie.
W 2008 roku kobieta została zatrzymana przez afgańską policję w prowincji Ghazni. Według oskarżycieli w trakcie przesłuchiwania przez Amerykanów chwyciła za broń i oddała strzały w ich kierunku, krzycząc po arabsku "Bóg jest wielki" i "Śmierć Ameryce".
W lutym amerykański wymiar sprawiedliwości uznał 38-letnią Siddiqui, wykształconą w USA, za winną próby zabójstwa Amerykanów.
Według oskarżycieli, gdy kobieta została zatrzymana, miała przy sobie notatki mówiące o "masowym ataku" na cele w USA. Ich zdaniem te notatki i fakt, że miała ze sobą silnie trujący cyjanek sodu, świadczą, że Siddiqui nie jest osobą chorą psychicznie, ale działającą "z rozmysłem i premedytacją".
Natomiast jej obrońcy wnosili o wyrok około 12 lat więzienia. Argumentowali, że jej atak był spontanicznym wybuchem spowodowanym chorobą psychiczną.
Sędzia Richard M. Berman oznajmił w czwartek, że uważa "za odpowiednie" długoletnie uwięzienie Pakistanki.
Siddiqui ukończyła w latach 90. prestiżowy Instytut Technologiczny Massachusetts w USA. Według władz w 2003 roku powróciła do Pakistanu, po tym gdy poślubiła krewnego organizatora zamachów na Nowy Jork z 2001 roku Chalida Szejka Mohameda. W 2008 roku została zatrzymana w Afganistanie. Nie jest jasne, co działo się z nią przez pięć lat między powrotem do Pakistanu a 2008 rokiem. Podczas procesu twierdziła, że przed zatrzymaniem była torturowana w tajnym więzieniu.
W oświadczeniu w sądzie w czwartek oznajmiła, że "nie chce nieporozumień ani przelewu krwi". Zaprzeczyła też pogłoskom, że jest torturowana w więzieniu w USA. "To mit i kłamstwo rozpowszechniane wśród muzułmanów" - oświadczyła.
Oceniła też, że apelacja będzie "stratą czasu" i że "będzie apelować przed Bogiem". Jej proces był szeroko krytykowany w Pakistanie. Również w czwartek w Karaczi demonstrowały w jej obronie setki ludzi, protestujący zebrali się też przed sądem na Manhattanie.
INTERIA.PL/PAP