W nocy z niedzieli na poniedziałek ulewne deszcze sparaliżowały Sydney - pisze Reuters. To kolejny rzut, bo w piątek Nowa Południowa Walia doświadczyła pierwszej ulewy, która została zresztą przyjęta z wielką ulgą przez strażaków walczących od dwóch miesięcy z pożarami buszu, które nawiedziły tę część Australii. Kolejna fala ulewnych deszczy wywołała chaos i zakłóciła funkcjonowanie miasta. Służba ds. sytuacji nadzwyczajnych podała, że tylko w nocy z niedzieli na poniedziałek otrzymała 2700 wezwań do udzielenia natychmiastowej pomocy. Od środy takich telefonów z wołaniem o pomoc było ok. 10 tys. - poinformował rzecznik służby Andrew Richard. Z informacji nadchodzących z Australii wynika, że ulewom towarzyszy sztorm na wybrzeżu. Wieje tam porywisty wiatr osiągający prędkość 90 km na godzinę, fale mają wysokość do sześciu metrów - pisze Reuters. Największy pożar ugaszony Mimo zagrożenia powodziowego i licznych podtopień pozytywną stroną ulewnych deszczy, jakie nawiedziły Nową Południową Walię w ciągu weekendu, jest to, że w nocy z niedzieli na poniedziałek został ugaszony Currawon - największy z pożarów lasów na południowym wybrzeżu, który szalał tam przez 74 dni, rozprzestrzenił się na obszar prawie 500 tys. hektarów i spowodował całkowite zniszczenie 312 domostw. W poniedziałek rano w Nowej Południowej Walii aktywne były wciąż jeszcze 33 pożary, ale stopniowo zdają się one przygasać. Ugaszenie Currawon uważane jest za symboliczny koniec tegorocznych pożarów, które spustoszyły Australię. Opady największe od prawie 20 lat Reuters podkreśla, że opady są bardzo intensywne. Przytacza głosy australijskich farmerów, którzy mówią, że woda nie przenika wystarczająco w głąb, bo ziemia jest zbyt wysuszona po trzech latach bez opadów. Opady deszczów w Nowej Południowej Walii są uznawane za największe od prawie 20 lat. Ulewy wystąpiły też w częściach stanu Queensland. Seria pożarów, która rozpoczęła się we wrześniu, zniszczyła ok. 11,7 mln ha buszu i tysiące domów, zabiła co najmniej 33 osoby i ponad miliard zwierząt.