Oficjalny szef państwa, Joseph Kabila, złożył przysięgę prezydencką we wtorek. W wyborach, które odbyły się pod koniec listopada, zdobył on 49 proc. głosów. Jego główny rywal, Etienne Tshisekedi, uzyskał 32 proc., ale nie uznał wyniku, twierdząc że wybory były sfałszowane. Większość międzynarodowych obserwatorów uznała listopadowe głosowanie za mało wiarygodne i chaotyczne. W kraju doszło do wielu demonstracji i zamieszek. W czwartek partia Tshisekidiego, Unia dla Demokracji i Społecznego Postępu (UDPS), rozesłała do dziennikarzy i dyplomatów zaproszenie do uczestnictwa w ceremonii zaprzysiężenia, które miało odbyć się rano w piątek. Od wczesnych godzin rannych w piątek pod rezydencją niedoszłego prezydenta policja i wojsko gazem łzawiącym rozpędzała setki zwolenników Tshisekediego. Wiele osób zostało aresztowanych - podała stacja BBC. Organizacja praw człowieka Human Rights Watch twierdzi, że w wyniku powyborczej przemocy zgięło ponad 40 osób. Władze Kongo uznały jednak, że organizacja nie ma na to żadnych dowodów. Z raportu opublikowanego w poniedziałek przez Amnesty International wynika, że od wyborów aresztowano już kilkadziesiąt osób. Wśród zatrzymanych są cywile, dziennikarze, prawnicy i opozycyjni politycy. AI apeluje o ich natychmiastowe zwolnienie. Ślubowanie Kabili odbyło się w poniedziałek. Jedyną głową państwa, która uczestniczyła w uroczystości, był prezydent Zimbabwe Robert Mugabe. Joseph Kabila jest synem Laurenta Kabili, który obalił dyktatora Mobutu Sese Seko. Kabila senior został zastrzelony przez własnego ochroniarza w 2001 roku. Do tej pory nie jest jasne, kto był odpowiedzialny za zamach. Joseph Kabila został prezydentem kilka dni po śmierci ojca, mając 29 lat. Pięć lat później wygrał pierwsze w kraju demokratyczne wybory, które zbojkotował Etienne Tshisekedi, uznając je za sfałszowane. Powyborcze walki uliczne trwały przez kilka tygodni. Jednym ze zwolenników opozycjonisty był wtedy Jean Pierre Bemba, który odpowiada obecnie przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym za zbrodnie wojenne. Listopadowe wybory były drugimi wyborami prezydenckimi w DRK od czasu pięcioletniej wojny, która zakończyła się w 2003 roku. Zginęło w niej na skutek działań zbrojnych, głodu i chorób prawie 5 mln ludzi. W regionie Kiwu, przy granicy z Rwandą, armia Kabili nadal walczy z rebelianckimi grupami. Walki toczą się o ziemię i dostęp do cennych surowców, takich jak diamenty, kobalt i złoto. Miliony ludzi z regionu opuściły swoje domy, a tysiące zostały zabite. Kongijczycy narzekają na gigantyczną korupcję i powolny rozwój kraju, który jest najbogatszym w surowce państwem w Afryce. Mimo bogactw naturalnych w DRK zaledwie 25 proc. z 69 milionów obywateli ma dostęp do wody pitnej, a tylko 10 proc. do elektryczności. W kraju, którego powierzchnia jest większa niż dwie trzecie Europy Zachodniej, ze stolicy drogą można dojechać jedynie do czterech głównych miast kraju. Według ONZ, to kraj o najniższym standardzie życia spośród 187 państw.