Malowniczo usytuowane na wzniesieniu nad rzeką San Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku swoją działalność rozpoczęło w 1958 roku, dzięki zaangażowaniu pierwszego dyrektora muzeum Aleksandra Rybickiego. W ciągu ponad 60 lat działalności rozrosło się na tyle, że obecnie ekspozycja zajmuje powierzchnie ok. 38 hektarów. - To specyficzne muzeum - etnograficzne, skansenowskie, prezentujące różnorodność kulturową Polski południowo-wschodniej - mówi w rozmowie z Interią Marcin Krowiak z działu oświatowo-promocyjnego Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. - W tej chwili nie można już zobaczyć tego, co było na tym terenie w okresie międzywojennym i po II wojnie światowej, ponieważ liczne wydarzenia, m in. akcja "Wisła", spowodowały, że ta wielokulturowość została na tym terenie zachwiana. W Muzeum udało się odtworzyć obraz podkarpackiej wsi z przełomu XIX i XX - dodaje. Ekspozycja głównie prezentuje architekturę drewnianą takich grup etnograficznych, jak Bojkowie, Łemkowie czy Pogórzanie. Skomplikowane losy projektu budowy Rynku Galicyjskiego W 2011 roku, dzięki wsparciu z funduszy unijnych, na terenie skansenu ukończono Rynek Galicyjski, który obecnie jest jedną z najciekawszych atrakcji muzeum. - Rynek Galicyjski to ogromna inwestycja, która zwiększyła rozpoznawalność muzeum. W ciągu 18 miesięcy zrekonstruowano 26 obiektów ukazujących specyfikę miasteczka z przełomu XIX i XX wieku. Całkowity koszt projektu wyniósł ponad 21 mln zł, z czego w ramach dotacji unijnych otrzymaliśmy ponad 18 mln zł - mówi Marcin Krowiak. Wspomina też, że początki projektu sięgały już lat 60. XX wieku. Większe nadzieje na jego realizację pojawiły się w latach 90., jednak pożar, który strawił sporą część ekspozycji w lipcu 1994 r. spowodował, że budowa musiała po raz kolejny zostać przesunięta. - Dopiero wejście Polski do Unii Europejskiej i możliwość pozyskiwania z niej środków spowodowały, że nadzieja na realizacje tego projektu odżyła - wspomina Krowiak.Czas zrobił jednak swoje. Budynki, które pierwotnie planowano przenieść, nie doczekały tego momentu, dlatego większa cześć Rynku została po prostu pieczołowicie zrekonstruowana. - W tej chwili mamy dwa budynki, które zostały przeniesione "belka po belce", jednak zwiedzający nie są w stanie określić, które z nich są autentyczne, a które zrekonstruowane - mówi Interii Marcin Krowiak. Nie tylko budynki Interesującą częścią projektu jest to, że Rynek Galicyjski - dosłownie - żyje. Na jego terenie działa poczta, piekarnia, apteka czy zegarmistrz. - Chcieliśmy, by ktoś, kto wchodzi na teren ekspozycji miał poczucie przeniesienia się w czasie. Nie tylko dzięki odpowiednio przygotowanym wnętrzom, ale dzięki ludziom funkcjonującym w miasteczku. Mamy podpisaną umowę z pocztą polską, która działa w zabytkowym budynku. Udało się uruchomić piekarnię, którą prowadzi miejscowa rodzina. Mamy zegarmistrza, fotografa, działającą aptekę. Jest dom żydowski z Żydem przygrywającym na katarynce. Taka forma żyjącego muzeum - opisuje Marcin Krowiak. Podkreśla też, że inwestycja znacząco przyczyniła się do zwiększenia liczby odwiedzających skansen turystów. - Jeżeli mówimy o frekwencji, do 2009 r. muzeum odwiedzało około 90 tys. osób. Otwarcie w 2011 r. Rynku Galicyjskiego spowodowało, że ta frekwencja obecnie wynosi ponad 160 tys. zwiedzających w ciągu roku - mówi przedstawiciel muzeum. Szczegółowe informacje Skansen można zwiedzać od 1 maja do 30 września od godziny 8 do 18. W październiku godziny są skrócone - skansen jest czynny pd 8 do 16, podobnie w kwietniu - od 9 do 16. W sezonie zimowym (od 1 listopada do 31 marca) ekspozycję można zwiedzać od 9 do 14. Bilet normalny kosztuje 18 zł, ulgowy 13 zł. Dzieci do siódmego roku życia wchodzą za darmo. Precyzyjne rekonstrukcje i malownicze usytuowanie Skansenu przyciąga nie tylko turystów, ale i ekipy filmowe. Na terenie muzeum powstawały zdjęcia do takich produkcji jak m. in. "Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego, "Syberiada Polska" Janusza Zaorskiego czy serialu "1920. Wojna i miłość".