Razem wobec Moskwy
Wśród kilkunastu przywódców państw Europy Środkowej i Wschodniej, którzy zjechali do wileńskiego hotelu Rewal, zabrakło Rosjan. Nieobecność przedstawicieli Moskwy wśród najwyższych rangą uczestników ubiegłotygodniowej konferencji "Wspólna wizja wspólnego sąsiedztwa" jest poniekąd zrozumiała. To właśnie Rosja była w Wilnie obiektem powszechnej krytyki.
W kuluarach obrad mówiono nawet o tworzeniu antyrosyjskiej koalicji w regionie. W litewskiej stolicy prezydenci poradzieckich krajów i ich koledzy z Europy Środkowej wyraźniej niż dotąd mówili o wspólnej strategii wyjścia spod wpływów Moskwy. Gdy gruziński prezydent Micheil Saakaszwili krytykował Moskwę za podważanie suwerenności krajów takich jak Gruzja czy Ukraina, do przedstawicieli jego delegacji dotarła informacja o rosyjskim zakazie importu znanej gruzińskiej wody mineralnej "Borżomi".
Wcześniej Rosja zabroniła importu gruzińskich alkoholi, uzasadniając to względami sanitarno-epidemiologicznymi.
- Zdecydowane głosy antyrosyjskie świadczą o tym, że w Wilnie mamy do czynienia z ostatecznym rozpadem Wspólnoty Niepodległych Państw - mówi "Ozonowi" Andrej Piontkowski, dyrektor Centrum Studiów Strategicznych w Moskwie. Uczestnicy szczytu byli zgodni - kluczem do tego, jak będą wyglądały relacje w regionie, jest sprawa surowców energetycznych.
- To nie jest tak, że nie chcemy brać z Rosji ropy i gazu, bierzemy i będziemy brali, ale powstaje pytanie, czy warto się politycznie uzależniać - mówił w Wilnie prezydent Lech Kaczyński. Głównym problemem pozostaje budowa niemiecko-rosyjskiego gazociągu na dnie Bałtyku. Prawie każda delegacja, obecna w Wilnie poruszała problem uzależnienia od rosyjskich dostaw,
który budzi niepokój w naszej części Europy.
Najbardziej zdecydowany był amerykański wiceprezydent Dick Cheney. Stwierdził, że wykorzystywanie ropy i gazu do szantażu i zastraszanie przez manipulowanie dostawami surowców nie służy nikomu, także Rosji. Wypowiedź Cheneya oburzyła rosyjskie media. "Słowa Cheneya oznaczają powrót do zimnej wojny, tylko że teraz przesunęła się linia frontu" - napisał dziennik "Kommiersant".
Konferencja w Wilnie pokazała, że mimo stosowania gospodarczego szantażu Rosja jest daleka od utrzymania kontroli w dawnej strefie sowieckich wpływów. Na lipcowym szczycie G-8 w Petersburgu rosyjski prezydent zamierzał wystąpić jako prezydent mocarstwa, które kontroluje sytuację od Gruzji i Ukrainy po wschodnie rubieże Unii Europejskiej. Teraz na spotkaniu z przywódcami najbogatszych państw świata będzie musiał odpowiedzieć na wiele niewygodnych pytań na temat polityki Moskwy w tym rejonie świata.
Marcin Grudzień, Wilno