W ocenie rządu USA i ekspertów ds. terroryzmu - pisze poniedziałkowy "Washington Post" - akcje północnoafrykańskiej frakcji Al-Kaidy w Algierii i Mali stały się chwalebnym przykładem dla ekstremistów islamskich na całym świecie, motywującym ich do dalszego działania. Mogą im teraz ułatwić werbunek nowych bojowników i zbiórkę funduszy na sprawę dżihadu, co zwiększa prawdopodobieństwo kolejnych ataków terrorystycznych. Islamiści w krajach Maghrebu "stają się coraz bardziej niebezpieczni i rosną liczebnie" - powiedział telewizji CNN w niedzielę republikański przewodniczący Komisji ds. Wywiadu Izby Reprezentantów Mike Rogers. W rozmowie z "Washington Post" oświadczył on, że atak na rafinerię w Algierii był "strategicznym zwycięstwem" dla Al-Kaidy. "Pokazuje to, że mogą oni uderzać w cele Zachodu" - dodał. Poniedziałkowy "New York Times" zwraca uwagę, że ofensywa ekstremistów w Algierii i Mali stwarza poważny problem dla Stanów Zjednoczonych, ponieważ nie mają one ochoty na kolejną interwencję wojskową po doświadczeniach w Iraku i Afganistanie. W Mali na akcję zbrojną zdecydowała się Francja, której zależy na pomocy amerykańskiej. "W sytuacji, gdy ani USA, ani Wielka Brytania nie zdecydowały się wysyłać wojsk do Mali, a Francuzi mają nadzieję, że unikną tam bezterminowej operacji militarnej, państwa zachodnie muszą polegać na siłach lokalnych (afrykańskich - PAP) krajów, które nie zawsze są skore przyjmować rady z zewnętrz" - pisze "NYT". Dziennik zauważa, że spośród tych państw Algieria ma wprawdzie silną armię, ale "nie pali się do współpracy z USA ani z sąsiadami". "Nowy rząd Libii wydaje się gotowy do współpracy, ale ma niewielkie zdolności (militarne). Mali m niewielkie możliwości wojskowe" - czytamy w "NYT.